matka matce wilkiem

im człowiek starszy, tym nabiera dystansu. Człowiek młody to człowiek poważny. Starszy już nie koniecznie. Widzę to po sobie, a nawet po mojej mamie, siostrze i sporym gronu znajomych. Może to z racji piastowania stanowiska w pracy. Kiedy człowiek je opuszcza, ma tak dosyć sztuczności, przyklejonego uśmiechu, że ciągnie do tego, co niekoniecznie poważne.

bardzo cenię poczucie humoru, nawet czasem wolę z człowiekiem o byle czym, o pierdołach, niż o polityce, o jarzmu tego świata pogawędzić. Bo ja świata nie zmienię /chyba/ a to, co usłyszę śmiesznego, ewoluować we mnie będzie przez dzień cały, a że ja tryskająca humorem to i mężowi się powinno udzielić i dzieci szczęśliwsze będą. Jak to gdzieś ktoś powiedział

szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko

niestety, świat to nie klocki lego, nie każdy do każdego pasuje. I dobrze z jednej strony. Jednak jeśli przyjrzeć się jadowi, co z ust poniektórych się pojawia, to drżę i wołam do nieba – czy Ty to widziałeś?! Bo ja się pytam, czemu tak się dzieje, że jedna matka chce przed drugą pokazać, co warta, ile rozumów zjadła, ile poradników czytała, a że matką od miesiąca już jest /fiu fiu!/ to przecież wie już wszystko.

dystans drogie panie

dlaczego tatuś jeden czy drugi nie dyskutuje na temat sposobu karmienia – spod pachy, czy w pozycji leżącej. Mleko bebilon, czy emfamil, a może tańsze bebiko. Dać nocnik, czy może od razu na ubikacji dorosłej posadzić. No czemu nie? Odpowiedź jest prosta. Bo to MY mamusie, musimy z tym wszystkim obcować. I dobrze nam z tym /ogółem mówiąc/ lubimy, choć narzekamy. Czemu matka matce wilkiem, a tatuś tatusiowi już nie?

choć ponarzekać trzeba, bo to uzdrawia, oczyszcza i wiele dobrego nam robi. Jak się tak człowiek wygada, to i lżej mu na sercu, a jeśli widzi, że nie tylko my mamy problem z usadzeniem trójki, w jednym czasie w samochodzie, bo drugie i trzecie umyka nam nie raz, to czujemy wsparcie i siłę wewnętrzną, a i pozytywniej na to zjawisko patrzymy.

miejsca – samo zło

są jednak grupy na przykład na dobrym wujku facebooku, gdzie matek tysiące, miliony. Jedna nic nie winna zapyta – czy w 3 m-cu to mogę podać już jabłuszko? I fala jak tsunami na oceanie nadchodzi. Jakaś TY nieodpowiedzialna, brzuszek za mały, zła matka, zła zła zła… Ona pewnie siedzi przed szkiełkiem monitora i nadziwić się nie może, pewnie jej przykro, bo tylko tak, zagadnęła, może nawet tego biednego jabłka podać nie miała zamiaru, ot chciała coś napisać, a została ukamienowana.

są miejsca na ławeczkach przy piaskownicach na blokowych placach zabaw, co się dobre dusze schodzą. Jedna na druga zerka spod wymalowanych tudzież doklejonych rzęs i już rozkminia – a pani dziecko to, to! co siknęło do piachu przed chwilą? UUUUUU – już krzyczą inne. Wstyd! Takie dziecko! Taka matka! Gdzie z takim dzieckiem miedzy ludzi! A ta bidula bierze swoje maleństwo na ręce, odsypuje piasek, ziarnko po ziarnku, sprząta w pocie czoła i więcej już jej tam nie zobaczą. A gdyby tak odpowiedź zabrzmiała – nie wiem czy to moje dziecko, jakby tak przeanalizować, że cesarka to nie poród, to ja go nie urodziłam… – co odpowiedziałaby reszta? Zatkało kakao.

ja bym przyklasnęła, bo wykazała się mądrym słowem, urozmaiconym, cudownie ironicznym humorem. Bo każde dziecko może nabroić, o czym wie, lecz nie każdy zdaje sobie sprawę. Istota ludzka jest na tyle złożona, czasem też myśląca od czasu do czasu, że albo się podda gromadce złośliwych, albo odpowie z przekąsem. Nie pochwalam sikania do piaskownicy! Tylko ripostuję, bo może jakaś mama zaraz mnie skrytykuje – OOO! to ta, co za sikaniem w państwowy piasek.

grupy matek

te poważne, ale mniej wyrozumiałe, co tony poradników znają już na pamięć, lubią się spierać, udowadniać, co lepsze, co zdrowsze, co i kiedy się powinno. Gdyby tak zebrać wszystko do jednego worka, niezły zestaw pytań bym utworzyła. Zwykle są podobne, różniące się jedynie znakami interpunkcyjnymi, spójnikami, nazewnictwem, ale o jedno w nich chodzi:

  1. poród naturalny kontra cesarka
  2. pierś kontra mleko modyfikowane
  3. słodycze kontra nie słodycze
  4. przekłuwanie uszu kontra nie przekłuwanie
  5. szczepić – nie szczepić

wirtualny hejt

tak tymi dwoma słowami bym określiła chyba najtrafniej. Czy ja się wtrącam, zaglądam do okna mojej sąsiadki, czy podaje słodycze po 18ej, skoro ja wyznaczam dniami słodyczowymi jedynie sobotę i niedzielę. To nic, że sama pożeram po nocach, jak dzieci już w łóżkach dawno sen zmorzył. Ja jestem matka i mi wolno, im wara od słodyczy. A co Cię obchodzi, że przekułam córce uszęta? Twoich nie ruszałam przecież. I takich sporów jest na pęczki.

im więcej widzę, tym częściej i szybciej przewijam i zamykam takie strony. Kiedyś pewna przemiła pani napisała, że jestem za mało poważna. Zgodzę się z nią, bo jak wspomniałam na początku, samokrytyka dopiero po latach powstaje. Mam przywilej bycia matką dojrzałą już w pełni, takiej co za moment sieć zmarszczek powstanie nie tylko na twarzy. Jeśli nie teraz czerpać radość z życia będę, to zapytam – kiedy?

osąd blogerki

kilka dni temu czytałam artykuł u niesamowicie znanej i rozpoznawalnej blogerki. Broniła się przed hejtem tego świata. Czytelniczki skrytykowały ją i obsmarowały bardzo. Że miała czelność wyrwać się na kilka dni z domu bez dzieci, że tak pięknie się uśmiecha i stoi w takiej, a nie innej pozycji. Że taka frywolna, czerpiąca wszystko, co przynosi jej życie. Moja odpowiedź by brzmiała: jestem piękna to fakt, na to zapracowałam, stomatolog, dietetyk, tudzież ostry trening fizyczny, uśmiecham się do świata bo cieszę się chwilą, stoję jak stoję, raczej normalnie. Nienormalność raczej upatruje w tych, co krytykują.

bo matka może być różna, jak różny każdy człowiek-nie matką będący bywa. Że jest krytycyzm, ostracyzm to naturalne, jak w życiu. Bo kobieta, które urodziła, nakarmiła, łzy wylewając d czasu do czasu z bezsilności, również musi być przygotowana na hejt dosyć spory, jeśli tylko a) wypowie się na forum b) wyjdzie z domu od czasu do czasu i napatoczy się na miłe stowarzyszenie doradców.

matka matce wilkiem

nikt nie ma tak źle jak ja! Jeśli:

  1. dziecko nie przeczołgało Cię po nocy 25 razy
  2. nie zostałaś opluta tudzież rąk nie ubabrałaś w pieluszce
  3. Twoje dziecko w markecie nie położyło się i nie waliło pięściami w podłogę, z okrzykiem jakby je ze skóry obdzierano – kup mi zabawkę
  4. nigdy nie jadłaś ciepłej zupy, kawy, drugiego dania
  5. podczas mycia głowy w kąpieli, nie darło się w niebogłosy aż cała kamienica słyszała: nie róbcie mi tego !
  6. …. Itd. itp

mama musi być bardzo przytulająca, chyba, że przytula za bardzo, nie krzycząca, chyba że sypnie wiązanka od czasu do czasu, trzeźwo myśląca, chyba, ze przestaje z wysiłku mózg pracować, uśmiechnięta, chyba że ma zły dzień, tydzień, czy rok i nie bardzo jej z tym uśmiechem do życia, za bardzo angażujące i te co się nie angażują wcale. Tych za i przeciw można wymieniać na pęczki


a przy okazji Wam, Moje Drogie chciałam podziękować. Że jesteście ze mną, tu na blogu, podczytujecie moje słowa, nieraz odezwiecie się, za co Wam wdzięczna jestem, bo że ja paplam bezgłośnie, w takt uderzeń w klawiaturę, to ja dźwięk ten słyszę, ale kiedy od Was słowo zawita cieszę się podwójnie, bo wtedy wiem, że ja nie tylko tak do siebie, te myśli w zdania układam. I dziękuję za tyle wypowiedzi na facebooku, jak czasem rzucę parę słów w przelocie, zwłaszcza tych z lekką ironią, nie do końca prawdziwych. A tak wiele Was się tam pojawia. I na grupie też Was z każdym dniem przybywa, na razie bardzo nieśmiało, ale co raz raźniej nam razem. Jedno słowo pokazujące ogrom mojego styrannego matczynego i przeraźliwie szczęśliwego serca: DZIĘKUJĘ.