idealna organizacja w moim życiu to czcze słowa, tak na wiatr rzucone. Bo jak można sobie coś zorganizować, kiedy ciągle coś w paradę mi wskakuje. Nie żebym nie potrafiła sobie poorganizować. To potrafię doskonale. Ale planowanie jedno, a realizacja już kątem stoi. Czy to w genach mam ? Moja siostrówka często ma też z tą organizacja na bakier. Mimo, że nie ma trójki maluchów na głowie. Napisałam do niej w południe, czy już wszystko co zaplanowała udało się wykonać. Ona odpowiada – tak, wypiłam kawę. A pracuje w domu, ma tam swoje biuro. Ale tu malin poleci pozrywać i zrobi z nich milion soków którymi się ze mną podzieli. Tu pranie powiesić wypada, tu pojechać do zus, skarbówki, a tu może coś w internetach ciekawego napisali. Więc i u niej z organizacją nawet różnie bywa. Choć gdyby do mnie ją porównać, na nic się to nie zda. Bo ona nadrobi wszystko co ma do nadrobienia. A ja to już różnie. Chciałam dziś na szybko dzieci spać położyć. I nawet mi się to przez chwilę udało. Bo Nela taka zmęczona wieczorem już była. Przed 20 zasnęła. Potem już gorzej tylko było… bo Oleńka, ta moja najmłodsza, jak się dorwała mojego cyca to jadła i jadła i za nic przestać nie chciała. A Borysiu już z dwoma książeczkami na wieczór przygotowanymi, w progu tuptał. To mu w międzyczasie tego karmienia wszystko poczytałam. Potem zmiana pieluchy i mycie na sucho. Potem znowu jeść wołała. No, a potem wypada zmienić pieluchę… Beknięcie też nie zawsze w 2 minuty schodzi. Czasem trzeba poczekać, odczekać dłuższą chwilę. I tak mi zeszło ponad 2 godziny. Borysiu na szczęście już taki samodzielny. 5 latek mój pierworodny. Że nawet łóżko sobie sam pościeli z przerwami na zwisy na sznurze, który mu w pokoju zamontowaliśmy. No, a po godzinie 22 to ja już sama trochę padam. Cały dzień na obrotach. A tu wypadałoby czasem się odezwać do tego i tamtego. I to co zaplanowane w końcu skończyć. A dokładnie to zacząć bardziej i pokończyć co od dawna czeka. Ale pomimo tej idealnej organizacji która idealną nie jest, lubię to. Tak chciałam i tak mam. Mimo, że czas ucieka. Ale dosyć przyjemnie. I ja wcale nie nerwowa, jak bywałam kiedyś. Chyba dojrzałam do momentu, kiedy wiem i czuję, że pewnych rzeczy nie da się przyśpieszyć. Zresztą nie ma to żadnego sensu. Lepiej niż się denerwować, że się to i tamto już nie zrobi, pogodzić się. Czerpać to co można, a tego co nie można, przełożyć na inną chwilę. Choć wieczory bywają podobne, a dni zlewają się czasem. Że przy takim maluszku nowo narodzonym to czas bywa zawrotny. Że czasem południe i noc nas zaskoczy. Że się niewyspanym trochę, a nawet trochę bardziej bywa. Ale nie szkodzi. Fajny ten czas. Nawet bym powiedziała, że go uwielbiam. Bo niepowtarzalny. Każdy gest zrobiony przez takie maleństwo, każde szaleństwo i tych starszych, każde słowo, zdanie przez nich wypowiedziane już się nie powtórzy. Oni mnie potrzebują, ale ja ich chyba bardziej. Ja, która kiedyś przez 8 do 10 godzin dzień swój spędzałam za biurkiem. Byłam taka zadowolona. Teraz bym powrócić do tego nie chciała. Tamte lata wypełnione pracą od świtu do zmierzchu fajne były. Ale teraz są fajniejsze, choć czasem siły i na kąpiel szybką nie mam. Ale to zmęczenie jest cholernie fajne. I fajnie, że mi się przytrafia. Te niezaplanowane zwykłe spacery, te kawy w łóżku wypite w towarzystwie ich wszystkich, kiedy strącają mnie, bo miejsca na ich fikołki brakuje. Fajnie mi, co będę zanudzać…
/ wpatrzył ślady jelenia /
/ ule sąsiada z cudownie pysznym miodem /
no cóż, kawka i dobry plan najważniejsze 😉 hihi
a z Neli to będzie piłkarz na całego 🙂
bo to taka chłopczyca 🙂
Ale macie suuuuuper psa! Jak mój Muflonek kochany, najlepszy pies świata, którego już niestety od dawna nie ma na świecie :/
sunia – gończy polski 🙂
Kawa jest zawsze najistotniejsza a potem reszta. Super psiaka macie
uwielbiam kawę o poranku, ma taki szczególny wtedy smak.
a psina owszem, fajna jest 🙂
Byle do kawy, potem jakoś leci 😊
Ja też już dojrzałam do tego momentu, że wiem, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli, i nie ma sensu się denerwować, tylko
odpuścić. W końcu, przy dzieciach tak to już jest. Nie da się mieć idealnej organizacji. Choć czasem staram się i czasem coś
wychodzi. Najgorzej było przy pierwszym dziecku 🙂 A bez kawy, to ja nawet się do nikogo nie odzywm, bo mój mózg niezbyt
dobrze funkcjonuje i gadam od rzeczy ;P
p.s. Śliczne zdjęci :*
Przy dzieciach połowa planu zawsze idzie na bok, a przy takiej gromadce to mój cały plan by szlak trafił 🙂 Ważne, że wszyscy
szczęśliwi, resztę można sobie odpuścić 🙂
Z dziećmi organizacja kuleje. Jakoś
nie chcą się dostosować do naszych
kalendarzy i wpasować w plan zadań.
Ale to właśnie jest cudowne. Mówi
się, że w macierzyństwie nie ma
miejsca na spontaniczność. Że z
dziećmi to już wszystko takie
poukładane i przewidywalne. A tu
jednak tej spontaniczności jest na
pęczki, tylko, że drobniejszych spraw
raczej dotyczy.
otóż to, dokładnie jak napisałaś, taka spontaniczność dnia każdego 🙂