utarło się, że współczujemy, z litością kiwamy głowami, bratamy się, podajemy sobie rękę łącząc w bólu gdy ktoś nam opowiada jak mu źle, jak to mu się nie układa, jak ciężko mu na świecie, jaki nieszczęśliwy, jak los go dotknął, jakie życie jest niesprawiedliwe.
Mamy w sobie wiele empatii dla takiego kogoś. Bo przecież on jest biedny, tak jak my. On jest nieszczęśliwy, tak jak my. On nie ma pieniędzy, tak jak my . On został pokarany przez los, tak jak my.
Najwięcej mają do powiedzenia matki polki. Scharowane przez życie, bo ciąża była nie taka jak być powinna, bo są grube, bo mają rozstępy, cellulit, obwisłe piersi, że dziecko spac nie daje , nie maja czasu dla siebie, że od roku w kinie nie były, że do restauracji mąż nie zaprasza, że dziecko brudzi, kruszy, jęczy, płacze i że w piaskownicy ciągle chce siedziec, i jeśc nie chce i że się nie słucha, że bałagani.
Ech jakie nieszczęsliwe one są. Takie biedne, biedaczki, biedule. Aż żal, bo to matki, polki, kobiety. I kotleta usmażyc muszą i kartofle obierac co dzień, i mężowi pod nos gazetę podłożyc jak zmęczony do dom powróci, i sałatkę typu fit zrobic i ciasto dietetyczne upiec…
A co by powiedziała taka matka polka z czasów naszej prababci ? Kiedy wstawac o świcie musiała, co by krowy wydoic, potem śniadanie, często wcześniej masło wypadało zrobic i chleb upiec co by mordy głodne nie chodziły, a ich z ośmioro w domu było i więcej, a potem przewiązywała głowę chustką i w pole szła na dzień cały. Często tuląc świeżo urodzone kwilące dziecię. Kawiarkę przy boku miała z kompotem co by pragnienie w gorącym dniu ugasic. I w pozycji schylonej kopała motyczką, czasem trawę kosa kosiła, chrustu do pieca przy okazji nazbierała co by w piecu wieczorem napalic, zarzucając te drewienka na plecy szła kilometry do domu co by wieczerze przyszykowac, gospodare obrobic. Kiedy zmrok zapadał nie siedziała romantycznie przy świecy, ale dom jeszcze omiotła i kładła się na ławie lub sianie z nadzieją, że wszystko zrobic zdążyła.
Więc … czy ja narzekac mogę ? Czy mnie ktoś w pole wygania ? Czy ktoś mi doic krowę karze ? Czy ktoś mi karze chrust z lasu przynosic ? Czy muszę rodzic dziecie jedno za drugim, bo po pierwsze zabezpieczyc się nie mogę, po drugie mężowi odmówic nie można bo to gospodarz i głowa rodziny ? a po trzecie co by kolejna osoba do roboty na gospodarce była ?
Nie ! Ja mam szerokie wygodne łoże i sypialnię mam ładną i ogród jaki taki, i dobrą pracę i bloga sobie piszę, i auto jedno i drugie, i męża nie byle jakiego i dzieci uśmiechnięte i jakieś takie co rzadko chorują, i rodziców wspaniałych i mocną więzią z siostrą związana i z rodziną męża w przyjaźni żyjąca i żadnych zwad i niesnacków z nikim nie utrzymuję… To ja narzekac na cos mog? ?
Ja nie mogę, ale mogłabym…zgodnie z modą – licencja na narzekanie.
Opowiadała mi koleżanka o firance, która kupiła za 300 zł. I w tą firankę wszedł jej synek, niespełna dwuletni, z lodem , a potem z arbuzem, i z malinami… a potem się w ta firankę obwiązał jakby huśtawkę z niej robił, a potem skakał z fotela i ją zaczepił niechcący. Czy firanka pięknie dziś wygląda ? A ta moja koleżanka narzeka ? Nie ! Opowiadała mi z uśmiechem na ustach , z łezką miłości w oku do swejego syna. To jest miłośc rodzicielska. A mogłaby trochę przecież ponarzekac, w końcu ta firanka najtańsza nie była…
a może to w Polsce tak tylko bywa, takie narzekanie bez ustanku ?
Takie wypominanie, naginanie faktów …
Inna koleżanka, która mieszała niegdyś w New Jersey opowiedziała mi pewną scenkę, której przypatrywała się z niedowierzaniem. Ogromy park miejski. Na trawie zasiadła większych rozmiarów murzynka na kolorowo i jaskrawo ubrana, z paznokciami na metr długimi. I tak zasiadła , wystawiła twarz ku słońcu jakby na kogoś czekała. Koło niej stał wielki kosz i reklamówki. Nagle z różnych części parku przybiegły dzieci, nastolatkowie, ze sześcioro ich było. Ucieszyła się na ich widok, każde ucałowała. Otworzyła kosz, reklamówki. Wyciągnęła hamburgery, pizze i inne fast foody, ze dwie zgrzewki coca-coli. Rzucili się wszyscy na strawę , pałaszując głośno. Ruch i krzyk i nawet śpiew donosił się z ich gromadki. I mimo że fast foody i ta coca-cola na obiad, bo pewnie to na lunch czyli nasz obiad się spotkali to taka radośc z nich biła, szczęście. Bo razem być mogli, bo się spotkali. W środku być może dnia zapracowanego, szkolnego, na trawie, w drzew otoczeniu.
Ja to się cieszę tak na każde popołudnie spędzone w gronie najbliższych i te weekendy, których nikt mi nie zabierze, i te kąpiele wieczorne i to czytanie bajek, i przytulanie i buziaki na dobranoc i dzień dobry i to machanie rączką – pa, pa – kiedy do pracy wyjeżdżam.
Chyba nie dla mnie ta … licencja na narzekanie.
Nela: sukienka primigi, Borys: koszulka coolclub, spodenki c&a
Ja dostrzegam szczęście nawet w najmniejszych sytuacjach. Nie jest mi też łatwo w życiu, ale jak się ma kochającą rodzinę, to człowiek zawsze będzie szczęśliwy.
przepiękny post. narzekanie to nasza cecha polska. już chyba na stałę do nas przylgnęła. i ja też nieraz narzekam, przyznać się muszę, ale to na zmęczenie najczęściej, bo ja tu samam ze wszystkim, i z dziećmi, jedno małe, drugie zbuntowane, i z budową sama, i z domem teraźniejszym sama, i z rodzicami, którym pomoc niosę, bo starsi już i mocno schorowani. a gdy przychodzi wieczór, i wiem ze jeszcze i pranie i prasowanie i zupę moze na drugi dzień, i jeszcze czas na książkę znajdę, to..dziekuję wtedy, że tak dobrze mi. bo mogłoby się zdarzyć inaczej, prawda?
prawda ! 🙂
Nie lubię narzekać, jak mi coś nie wychodzi gnam dalej przed siebie. Zostawiam to co było przyjdzie nowe to lepsze 🙂
Hehehe no i tak se to hehe połączyłam do siebie hehe..czyżbyś myślała o mnie jak to pisałaś…??☺☺☺
a nie, nie tym razem 🙂
Świetny wpis! Ja zanim zacznę narzekać myślę sobie o mojej mamie a jeszcze lepiej babci- wszystko prać w rękach musiała, ciepłą wodę grzać na piecu. A ja? Praleczka, pampersik, niczego nie brakuje a jest nawet pod dostatkiem no i wygodnie. Trzeba tylko umieć to docenić 🙂
zgadza się, mamy dosyc wygodne czasy
Dobrze napisane 🙂
My jesteśmy na etapie pasma nieszczęść, ale powtarzam sobie cały czas, że już za chwilę nastąpi pasmo szczęścia. 😉
po paśmie nieszczęśc na ogół słońce się pojawia..
A ja czasem po narzekać lubię 😉 Sięgam wtedy po telefon i dzwonię do kumpeli. Ze dwie godziny gadamy, a w tle śmiechy, krzyki, płacze naszych pociech. W między czasie wszystko ogarniamy i dalej narzekamy, jakie to my biedne 😉 Oczywiście nasze narzekanie przypomina bardziej chwalenie się pomysłowością naszych dzieci w dziecinie bałaganienia i innych rzeczy tego typu. Pośmiejemy się i nam lżej. Bo co będę narzekać, że mi córka jogurt na dywan wylała, gdy jej dziecko dorwało uzupełniacz z atramentem do drukarki i na łóżku ich małżeńskim zabawę sobie zrobiło? 😉
Z jednej strony racja, ale z drugiej takie porownanie do prababek mija sie z celem, gdyz rownie dobrze, gdy w zimie wysiadzie ogrzewanie.powiesz: oj tam, nie ma co narzekac, jaskiniowcy nie mieli centralnego, przy ogniu siedzieli i tez bylo dobrze, nie narzekali. 🙂
wolę szukac pozytywów niż zatapiac się w rozpaczy nad tym czego nie mam. Ale jak wysiądzie ogrzewanie… zapłaczę się bo jestem zmarzluchem
Czasem trochę ponarzekać nie jest wcale takie najgorsze – musimy się przecież uzewnętrznić raz na jakiś czas. No chyba, że ktoś nie ma powodów do zmartwień, no to szczerze zazdroszczę 🙂
Vademecum Świadomego Rodzica – wskazówki dotyczące wychowania dziecka – https://www.youtube.com/channel/UCK3f0VzGxPVCbah4yz1NAWg
tylko oby takie narzekanie nie było codziennie, ale rozumiem, czasem narzekanie oczyszcza i stawia na nogi 🙂