Tak w końcu muszę się przyznać – czasem mam w domu bałagan! Powiedzmy sobie wprost – zabawki i inne pierdułki to stały krajobraz każdego domu, w którym mieszkają dzieci. Co więcej, jeśli ich brakuje to wiem, że coś jest podejrzane.
Zabawki to stały element niemal każdego pomieszczenia w naszym domu. Naturalną sprawą w 2 pokojach dzieci – są. W salonie – są. W łazience – są bo przecież to zabawki do kąpieli. W przedpokoju – są zazwyczaj ze 2 hulajnogi, albo jakiś rowerek, W wiatrołapie – są, zazwyczaj jakiś drobiazg na szafce z butami, lub zakamuflowana torebka, w której ONE są, a jakże. Moja sypialnia – są – pluszaki zazwyczaj bo Ola ma łóżeczko jeszcze u na w sypialni i przeróżne książeczki obok moich. Analizując są nawet w kuchni – stoi tu kuchenka dziecięca z naczyńkami. W ogrodzie – są – trampolina, piłki itp
Czy to jest bałagan w domu?
Odrobinę tak, odrobinę nie. Zależy kto na to patrzy. Sterylnie nigdy nie miałam odkąd została matką, a i tak, co do wcześniejszego stanu mojego mieszkania odnośnie porządku nieco bym polemizowała, z uwagi na 2 psy, które coś mi się wydaje mamy od zawsze. Moja siostra może ma sterylnie, ale nie ma dzieci. Sprząta maksymalnie raz w tygodniu. Wykonuje czynności raz na jakiś czas te, które ja robię minimum! raz dziennie. Kiedy była ostatnio u mnie powiedziała – nie uwierzyłabym gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy!
Po całym dniu, wieczornym ogarnięciu, padła tak jak ja na co dzień. I już nie była tak chętna na zaplanowane wieczorne babskie wyjście.Sama nieśmiało zaproponowała – to może posiedzimy w domu?! Niestety, praca domu czasem wykańcza. kręcisz się od rana do zmierzchu i kiedy już już widzisz prawie koniec – padasz!
Magiczny porządek
Nie wiem w jaki magiczny sposób zabawki pojawiają się 5 minut po tym, jak zostaną posprzątane, wyniesione, schowane. One mają magiczną zdolność pojawia się w różnych miejscach o całkiem zaskakujących porach. Co więcej oprócz zabawek, które są względnie do zniesienia, przy dziecku pojawiają się różne okruszki, śmieciuszki, czy co się rozleje.
Dopuszczam w salonie pudło z klockami lego ( ok, 2 pudła tak naprawdę). Każdego dnia szabruje w nim cała moja trójka. Przy czym są to lego duplo każdego możliwego kształtu i koloru. Borys ma przykaz, że jego drobniutkie malutkie klocki mogą się pojawić jedynie na wielkiej tacy na stole, czasem na podłodze, ale pod warunkiem, ze je potem pochowa. Te większe klocki nie sprawiają zbyt dużego problemu, a co równie istotne nie są zachęcające dla naszej małej psiny.
Mam w domu bałagan
i radzę sobie z nim
Zazdroszczę porządku w niektórych mieszkaniach, jednak w przypadku, kiedy sa w nim dzieci budzi to moje wielkie zdziwienie. Bo każe to? Te dzieci się nie bawią? o co robią? Leżą przed telewizorem czy tylko grają na telefonie? A co poza tym? Gdzie jest ich miejsce? Czy one tam naprawdę są? Dlaczego im nic nie wolno? Czy nie są pełnoprawnymi mieszkańcami? Czy są drugiej kategorii? Tak wiele pytań, których nie śmieć zadać rodzicom.
W przypadku, kiedy moja trójka bawiłaby się jedynie w swoich pokojach, mam podejrzenie, że widywałabym ich jedynie podczas posiłków. A tak, maja nasze przyzwolenie na bycie z nami w każdej chwili. Lubie ich podglądać – jak się droczą, jak śmiesznie sobie tłumaczą, jak biegają jedno za drugim. Wiem, że to tylko krótka chwila w moim zyciu. Potem już będzie sterylnie i … nudno!
Kiedy mam przesyt wszystkich ich ulubieńców biorę wózek drewniany dla lalek, taką drewnianą tackę na kółkach po klockach z Ikea oraz różowy wózek z bazarku i jadę z nimi do salonu. Stawiam na wierzchołku schodów ( bo mam 2 schodki do salonu z przedpokoju). Oni już wiedzą co się święci. Czas wywieźć swoje bambetle. Mają na to tylko kilka minut, bo matka już taszczy odkurzacz.
I wiecie, co ?! TO DZIAŁA! Gdyby dostały dużo czasu na sprzątanie, moje postanowienie osiągnięcia chwilowego porządku spełzło by na niczym. Dzieci mają inny wbudowany zegar upływającego czasu, niż my dorośli. One mają czas. Bardzo dużo czasu, którego nam dorosłym non stop brakuje. Im krótszy moment mają na sprzątnięcie, im szybciej ich zmobilizuje, tym osiągać lepszy efekt. Czasem w momencie, kiedy nie skończyły, zaczynam odkurzać. Oczywiście się ociągam. Odkurzam łazienkę, przedpokój, kuchnię. One to widzą i zaczynają biegać tam i z powrotem. Każde ciągnie wózek naładowany po brzegi.
Chwilowa satysfakcja
Strefa komfortu matki, zwłaszcza matki kilkorga dzieci jest dość elastyczna. Przesuwa się w zależności od ilości posiadanych dzieci. Przy pierwszym dziecku jesteśmy czasem w stanie zapanować nad nieładem. Przy trójce i więcej już jest nieco trudniej. Jednak kiedy nasze pędraczki już myślą logicznie i znają groźną minę rodzica oraz znają okrzyk – UWAGA SPRZĄTAMY! zaczyna być łatwiej.
Nie odpowiem na pytanie, które zadaje mi masa ludzi, w momencie, kiedy dowiaduje się, że mam trójkę dzieci w bardzo podobnym wieku – jak sobie Pani radzi? No radzę, a mam wyjście? Co więcej, nie sprawia mi to najmniejszego problemu ( tu trochę żartuję). W sytuacji jednak, w której bo armagedonie następuje porządek mam satysfakcje braku bałaganu jak do księżyca! Błoga chwila, która trwa..nawet kilka minut!
Dzieci lubią wbrew obiegowej opinii mieć porządek w swoim pokoju. Nagle odnajdują ukryte sprzęty, zabawki itp Dzieci nie są bałaganiarzami. Nie mają tego w genach ( no dobra, czasem mają), ale zwykle nie wyssały tego, z mlekiem matki. Podobnie jak my. Czasem sprzątamy, czasem robimy coś innego. Gdybym chciała tą sterylnośc domowego kąta zachować na stałe, nie przeczytałabym nigdy żadnej książki, nie napiłabym się wina z mężem, nie wyszłabym z domu.
Kochane Drogie Matki. Nie dajmy się zwariować. Bałagan w domu to pojęcie względne. Każda z nas ma swój próg komfortu. Nie krzyczmy na dzieci od rana do wieczora – masz to posprzątać. Ti zwykle i tak nie działa, chyba że głos mamy dość potężny (uwaga na sąsiadów). Pokażmy dziecku, że można inaczej, ale pozwólmy im na małe lub większe co nieco. One są nasze, ukochane. Są pełnoprawnymi mieszkańcami naszych 4 kątów. Ja mam w domu bałagan od czasu do czasu i nie wstydzę się tego!
Jak ja się cieszę, że w końcu ktoś o tym napsał. Mam często wyrzuty sumienia, że mam w domu chlew. ale to chlew taki dopuszczalny 🙂 🙂 🙂
Na szczescie u nas Młoda sama wie ze porządek to podstawa, a walające się po całym domu zabawki nie mają racji bytu wiec nie jest tak trudno z utrzymaniem porządku 🙂
Ja zawsze staram się miec porządek w domu, nie cierpię syfu. Jednak wspaniale to opisałąś – każda z nas ma swoją strefe komfortu. Na przykład pozwalam mojemu dziecku nabałaganić w swoim pokoju, przewrócić wszyztkodo góry nogami, wkraczam tam maksymalnie raz w tygodniu. A w duzym pokoju są pod ławą ksiązeczki i gazetki. W łazience tez oczywiście mamy zabawki do kąpieli, żłte kaczki i taką siateczkę z róznymi zabawkami.
Moje dzieci, gdy mają sprzątać są zawsze obolałe 😀 Na szczęście mamy na nie już swoje sposoby 🙂
Ja nie umiem w bałaganie zebrać myśli, ale on i tak cągle się tworzy, choć ciągle sprzątam 😉
Witam przepraszam ale nie rozumiem podejścia nie których z was. Mając dzieci nie oznacza że w domu masz mieć wszędzie porozwalane zabawki. Małe dzieci są bardzo inteligentne jeśli od początku wprowadziła zasadę zabwki tylko u dzieci w pokoju to tam będą. Omruchy porozwalane picie tego nie musi być naucz dziecko jeść pić tylko w kuchni przy stole masz wtedy 2 sekundy to starcia odruchów i rozsądnego picia
Mam wrażenie że z biegiem lat chyba jakoś „samoistnie” wyrasta się z umiejętności ekspresowego tworzenia bałaganu – przynajmniej takiego „hardkorowego”. Bałagan w słowniku dzieci to w ogóle może być abstrakcyjne pojęcie 😉 ale pewnie warto pewne nawyki w nich kształtować od małego.