Dziecko rodzi się. Malutkie, drobniutkie, takie różowe, słodkie. Kochamy ponad życie, a z biegiem lat coraz bardziej. Miłość dojrzewa, a wraz z nią, w nas macierzyństwo. Cieszymy się, celebrujemy chwile. Z czasem nabieramy przekonania – jakie to proste. Obawy znikają, wiara we własne możliwości rośnie. Nabieramy szacunku do innych wartości, szacujemy to co ważne, zostawiamy w tyle to co mniej, to co nieistotne. Bo na pierwszym planie jest ono – nasze dziecko. Wyśnione, wymarzone, idealne.
Po kilku latach wiemy, ze podołamy. Znamy już smak i odcienie macierzyństwa. Pokonaliśmy płacz niemowlęcia, bałaganiarstwo roczniaka, strach przed pierwszym upadkiem. Wiemy już jak to fajnie skakać po zamarzniętej kałuży, taplać się w błocie czy turlać w piasku na plaży. Poznaliśmy pierwsze gorycze, pierwsze niepowodzenia. Przytulamy, chuchamy, kochamy. Szczęście i pewność, że pokonamy wszystkie złe moce jest w nas, ukorzenia się z każdym dniem mocniej. Wypełnia nas świadomość, że wszystko poznaliśmy, że damy radę.
Ale czasem los przynosi nam niespodziankę. Przeświadczeni o swej mądrości rodzicielskiej, doświadczeni rodzice nagle napotykają mur. Mur bezradności, mur milczenia, mur buntu. Nie znamy odpowiedzi. Walimy głową o ścianę. Myślimy, zastanawiamy się i odpowiedź nijak nie przychodzi.
Ja, matka czterolatka i półtorarocznej dziewczynki, znająca odcienie macierzyństwa od przeszło 8 lat za sprawą połówkowej córki. Dziś prawie piętnastolatki, córki męża z pierwszego małżeństwa. Nie najmłodsza już, choć wygląd może zmylić. Znająca gorycz i słodycz życia, doświadczona na wielu polach. I teraz, w tym momencie życia jest mi tak dobrze, tak wspaniale. A dziś niespodzianka. Nowe odcienie macierzyństwa. I stukam się w czoło i się zastanawiam, nie znam odpowiedzi. Rozpoczął się bunt nastolatki. Pierwszy atak milczenia, łzy rozgoryczenia. Bo ona tak chce, a to nie tak do końca można. Bo ona chce, żąda. A przecież nie bardzo tak. Trzeba przemyśleć. Ona rozmawiać nie chce. Odwróciła się na pięcie, odeszła, a raczej pobiegała. Drzwi się zamknęły trochę głośniej niż zwykle. Nie chce rozmowy, zamyka się w sobie. Co robić, co robić. Jak przemówić do rozsądku. Gdzie szukać odpowiedzi. Co wybrać, gdzie znaleźć tą mądrość zagubioną w jednej minucie.
Czas. To on jest naszym sprzymierzeńcem. Potrzeba na wszystko czasu. Bo to co teraz tak dla Niej tragiczne, jutro przyblednie. Może zechce porozmawiać. Trochę nas, dorosłych zrozumie. A jak nie jutro, to pojutrze. Nie można tak na siłę, tak od razu. Bo nastolatka nie zrozumie tu i teraz, od razu, że chcemy dobrze, ale nie tak całkiem po jej myśli.
Cofam się pamięcią do lat szkolnych. Też się buntowałam, chyba jak każdy, aczkolwiek nie musiałam za często. Bo rodzice wyrozumiali, a ja ich chyba nigdy zaufania nie zawiodłam. Ale nastolatek taki na progu dopiero tej wstępnej dorosłości, odczuwa gorycz. Bo nie traktują go jak dorosłego. Nie ufają tak jak On oczekuje.
Tu potrzeba rozwagi, delikatności. Nie krzyku, ale spokoju. Bo każdy nastolatek zrozumie, ale z czasem. Bo rodzic nigdy źle nie chce, rodzic mądry, wyrozumiały – zrozumie, pomoże zrozumieć. Nawet błahą sprawę. Która dla Niej / dla Niego wydaje się w tym momencie najważniejsza. Bez której świat nie ma sensu.
Ale jutro zawsze świeci słońce. Jutro będzie lepiej. Odcienie macierzyństwa nabiorą i dla rodzica nowego smaku. Dziś temat, który u nas wypłynął, który był sprawą nadrzędną, jutro przyblaknie. Nabierze nowej barwy. Bo tylko szczera rozmowa pomoże. Ale jutro, nie dziś. Z dystansem do sprawy. Będzie korzystniejsza dla każdej strony. Jutro będę wiedziała co odpowiedzieć. Co podpowiedzieć, jak pomóc. Dziś nie. Dziś nie jest dobry jeszcze czas na to. Musi nadejść odpowiednia chwila. I jutro ona nadejdzie. Bo czas leczy, pomaga i uczy.
Jak to mawiała Scarlet O’hara – „… Jutro też jest dzień. Jutro o tym pomyślę „
odcienie macierzyństwa
w zabawie towarzyszył nam nasz ulubiony szumiś dziewczynka
Książka o odcieniach macierzyństwa mogłaby być hitem- tak mnie naszło na skojarzenia w tym kierunku 🙂
Już się boję co to będzie jak moje chłopaki wkrocza w okres buntu, choć patrząc na Młodego to on ma permanentny okres buntu od czterech lat 😉
Płęta najlepsza 🙂 Pozdrawiam i życzę cierpliwości 🙂
madrzej.blogspot.com
Musisz być spokojna, opanowana do granic- może chociaż to pomoże? Ale pocieszać Cię może fakt, że bunt nastolatków to chyba ostatnia faza buntu u dziecka. A ja jestem dopiero na buncie dwulatka- oj ile jeszcze przede mną 😛
przecudny tekst, aż łezka w oku się kręci. Chciałam jeszcze zapytać co to za miś, z ikea ?
ten miś to taki magiczny szumiś ze sklepu http://szumisiesklep.pl/