chciałam już wiele razy policzyć kroki, dzielące salon od sypialni Jednak zazwyczaj biegnę więc w tym liczeniu się gubię. Jednak kiedyś policzę. Mój ślubny wyjechał na dni kilka służbowo. W głuszy bieszczadzkiej się podszkala. A ja sama z trójką. Powiedziałam mu dziś przez telefon, że jak jutro nie wróci to zacznę głośno krzyczeć. Tak do siebie. Ale nie z rozpaczy nie z bezsilności, tylko ze zmęczenia. Pierwszy raz jestem sama z moją trójką. Bo z dwójką wiele razy bywałam. I przyznaje się szczerze, że kurcze łatwo nie jest. Jedna jest przeziębiona i gorączkowała w nocy, a ta maleńka nadal kolki miewa. Z synem trzeba odrobić zaległości z przedszkola, bo nie chodził trochę. Obrazki pokolorować i szlaczki porysować, nakierować jak rączką ruszać powinien aby się nie przemęczała. Co by się nie zniechęcał już przy pierwszej stronie. I kiedy już myślę, że napiję się ciepłej kawy to zawsze coś wypadnie. Kiedy mam ochotę na dobrą kanapkę, to coś mi w paradę wchodzi. Jakaś myśl, że czegoś nie zrobiłam. A lubię mieć wszystko zrobione. A zazwyczaj nie mam, nie tak do końca jakbym zawsze chciała. Bo fajnie jest usiąść w fotelu, opatulić się kocem, może nawet zdrzemnąć na pięć minut, ale z czystym sumieniem. Bez gonitwy, bez myślenia o tym czy o tamtym. Że jeszcze pranie nastawię, jeszcze poskładam tą stertę co w sypialni leży, że upiekę bułeczki, że pozmywam przedpokój. Tych – że – jest całe mnóstwo. Nieskończoność chyba. Nie dla mnie te wszystkie modne slow life. Bo i jak miałoby być dla mnie. To moda, która musi poczekać, może jeszcze kilkanaście wiosen. Ale przyznam się Wam, że to lubię, lubię ten cały mój harmider. I mimo, że wieczorem padam jak nieżywa to fajnie się czuję, taka spełniona. Że dzieci mają to co trzeba, że poczytałam im chwilkę. Że wykąpane, że syna dopilnowałam z kolacją. I chociaż czasem myśl w głowie powstaje, że może coś tam odłożę na jutro, to mi coś wewnątrz nie pozwala. Bo nie wiem jakie będzie to jutro. Jak powita nas dzień kolejny. Czy będzie na spokojnie, czy może coś wydarzy się jak tylko oczy otworzę.
Podziwiam samotne matki. Zorganizowane i zaradne. Nie wiem czemu je się nazywa – samotnymi. Bo przecież takimi nie są Skoro mają status matki to samotność im nie grozi. Że nie maja partnera, męża czy kochanka to przecież ich wybór. Czasem tak jest lepiej. Nie ma się co dziwić. Samotny to dla mnie starszy pan z reklamy świeczek zapachowych. Który kroczy zasypanymi śniegiem ulicami. Wzrusza mnie sytuacja kiedy dochodzi do domu, a tam czekają połyskujące na wietrze lampiony, których sam nie miał w planie zawiesić. Samotność nie jest łatwa, samotność uczy bardzo wiele. Nie jest dobrze żyć w pojedynkę. Jednak każda matka, czy też dla odmiany ojciec skoro jest tym rodzicem przez lat kilkanaście ma do kogo się odezwać. Ma dla kogo zrobić pranie, ugotować i pójść na niedzielny spacer. Mam przyjaciółkę. Sama wychowuje dwójkę. I przyznam się Wam, że ja jestem spóźnialska, i często spóźniam się na umówione spotkanie, ja, która ma w drugiej osobie oparcie. Ona prawie nie spóźnia się wcale i podziwiam ją za to. Zawsze pięknie wymalowana i zadbana. Ja w pośpiechu coś tam zakładam, z kredką do oczu w ręce dokarmiam moje maloty. Nie ma w tym chaosu, jest wszystko jak trzeba.
Podziwiam samotne matki, że tak świetnie sobie radzą. Zwłaszcza te, które mają więcej niż jedną dziecinę. Bo każda mała istota potrzebuje bliskości. Poczucia bezpieczeństwa. I odwrotnie każda duża, dorosła osoba również potrzebuje wsparcia. Miłości od najbliższych, podania ręki w złej czasem chwili bo i taka się przydarza. Matka nie jest robotem. Nie jest wszechobecna , wszystko wiedząca i wszech silna psychicznie. Miewa gorsze monety, słabsze dni czasem tygodnie. Jednak musi się podnieść, światu stawić czoło. Mi jest łatwo, nad wyraz, mam dużo ludzi wokoło i dwie bliskie osoby, które są zawsze na skinienie ręki. Dlatego powiem raz jeszcze – podziwiam Was, które wychowujecie w pojedynkę. Kłaniam się nisko Drogie Panie, chwała Wam za to jakie jesteście. Za trudy jakie znosicie, za Waszą siłę wewnętrzną. Podziwiam Was za to.
Asiu, ja dla odmiany podziwiam Ciebie – że
umiesz tak sobie wszystko zorganizować, że
Dzieciaczkom wszystko zapewniasz. Ja jako
początkująca mama czasami aż nie wiem w co
ręce włożyć. Przy jednym tylko maluchu! A co
dopiero trójka…
Śliczne to Twoje najmniejsze. Te oczy… 🙂
Zuza – przywykniesz 🙂 dasz radę , każda z nas daje. A z trójką to można sie po dwójce przyzwyczaić, i nie jest tak poukładane, raczej wszystko wokół wiruje 🙂
Zabrzmi banalnie, ale piękne to Twoje
najmłodsze szczęście-oczyska ma
cudowne! A z tymi „samotnymi”…też
często o nich myślę, bo ja co prawda
mam dwójkę, nie trójkę, ale przez
większość czasu w roku jestem z nimi
sama. Tatko jest z nami średnio
tydzień na 2 miesiące…mało, ale
jednak jest, mam świadomość że wraca,
wtedy mogę na niego liczyć, a wiem ze
jest wiele mam które mają jeszcze
mniej…i dlatego im hołduję, bo dużo
niosą co dzień na swych ramionach.
no ma te oczy tez na nie tak gapię non stop a one wgapiają się we mnie i serce mi tak skacze z zachwytu 🙂
a Ciebie podziwiam, dzielna kobieta jesteś
Ja też podziwiam!!!
Pięknie jak zawsze napisałaś, wzruszająco i to prawda, samotność nie jest łatwa… Podziwiam takie mamy, które muszą same
stawiać czoła życiu!
ja również i kłaniam im się bardzo nisko
ja zaczęłam tak naprawdę podziwiać
samotne matki, gdy zostałam na pół
roku sama…z dwójką. Mąż był w domu,
ale tylko na weekendy. bardzo ciekawe
doświadczenie…uczy pokory…
oj uczy, bardzo 🙂
Ja wiem, że im mniej czasu człowiek
ma tym lepiej sie ogarnie, ale jak
choroba na froncie a dzieci więcej i
matka sama……nie daj Boże tez
chora to już masakra!
hm.. moje ostatnie 2 wieczory to dwie niepocieszone małe istoty – jedna z kolką a druga z choróbstwem. Dobrze , że minęło.
Ja również podziwiam – i myślę, że
sama nie dałabym sobie rady. Nawet
mając do pomocy męża jest mi czasem
trudno, a co dopiero gdybym miała
sama ogarniać dziecko, studia,
pracę…Nie ma opcji…W takiej
sytuacji na pewno mogłabym zapomnieć
o dalszej edukacji i rozwoju
osobistym. A niektóre samotne mamy
tak świetnie potrafią te wszystkie
rzeczy pogodzić!
potrafią często zorganizować pomoc, choćby płatną. To czasem jedyne rozwiązanie.
Całe 8 lat kiedy jesteśmy małżeństwem
byłam sama z dzieckiem w domu, do
niedawna doszło maleństwo, które takze
wychowuje sama. Mąż zawsze na
wyjazdach w domu byl gościem, a jak juz
był to i tak znalazlo sie milion rzeczy które
trzeba było załatwić zrobić, wiec dalej
zostawalam sama. Starałam się zawsze
jak mogłam, dawalam z siebie 100 a nawet
czasem 200% nie mając czasem sił na nic,
zwłaszcza kiedy przychodziły ciezkie dni,
choroba moja czy dzieci. Pomimo mojego
wysiłku i starań zawsze słyszałam że cos
źle robię, jestem złą żoną bo nie mam dla
męża czasu, ale uwierzcie że wieczorem
często bylo tak ze padałam nie wiedząc
kiedy. Brak wsparcia ze strony męża
zmusiło mnie do podjęcia decyzji żeby
odejść, w tym momencie wychowuje
dwójkę dzieci sama, łatwo mi nie jest
tęsknię za mężem, za normalną rodziną,
tyle ze teraz nie słyszę na codzień jaka to
jestem beznadziejna. Dla swojej rodziny
zrobila bym wszystko, kosztem siebie i
swojego zdrowia, jednak mąż nie potrafił
tego dostrzeć, jest mi strasznie przykro, że
tak łatwo potrafił nam odejść….podziwiam
mamy samotnie wychowujące dzieci,
nawet te których mężowie sa, ale jak by
ich nie było. Ogarnięcie domu dzieci, nie
tylko przy dobrej passie jest na prawdę
ciężkie i wymaga wiele wyrzeczeń.
Trzymajcie się mamuśki
Kochana, trzymam za Ciebie kciuki, na lepsze jutro, na lepsza przyszłość. Z dala od trosk, w promieniach słońca. Pozdrawiam Cię cieplutko
A ja juz nie mogę słychać tego podziwiania.. co taka matka ma zrobić, położyć się i płakać? Ja jestem samotną mamą 3 malych dzieci i wokoło każdy mnie podziwia a mi się chce krzyczeć. Zamiast tego podziwu wolałbym usłyszeć, „w czym mogę Ci pomóc „.. ⁹