Sporo nas, rodziców nurtuje. Pytań o wychowanie dziecka jest multum. Czy nikt nam nie udzieli na nie odpowiedzi? Pytania o dziecko, jego wychowanie to nieraz trudny orzech do zgryzienia. Każdy z nas te pytania zadaje, ale i w głębi zna na nie odpowiedzi.
Posiłkując się książką, która za każdym razem podnosi mnie na duchu, chcę Wam udowodnić, że wszyscy borykamy się z identycznymi problemami. Bo choć człowiek od człowieka jest inny, tak samo jak nie ma dwóch identycznych dzieci, to jednak problemy z wychowaniem mamy podobne. Pytań o wychowanie dziecka, których szukamy w grubych tomiskach pt. „Jak mądrze wychować dziecko”, „Co zrobić, żeby dzieci nas słuchały” itp itd… tak naprawdę nie znajdziemy. Owszem odszukamy zagadnienie, które nas nurtuje, ale jeśli opieramy się wyłącznie na zdaniu zapisanym na kartach poradnika, a nie przełożymy ich do swojego życia, nic nie wskóramy. To jest tak, jak z chudnięciem przez samo patrzenie na youtube na Chodakowską.
Jakie jest moje zdanie na temat problemów z wychowaniem? Wszystko zależy od naszego podejścia. Jacy my – takie nasze dzieci. Im więcej swobody zapewnimy naszym pociechom, tym więcej się nauczą, będą bardziej samodzielne i zaradne w życiu. Skąd moje przekonanie? Wyciągam wnioski z własnego życia. Mam trójkę dzieci z małą różnicą wieku. I pomimo, że jeden ojciec, jedna matka, to minimalnie inaczej naszej dzieci zostały przystosowane do życia. Tak gdybamy nieraz, że jeszcze piątkę urodzę i w wieku 2 lat będą już samoobsługowe 🙂
Z racji też doświadczenia życiowego i podejścia do pewnych spraw, cenię sobie spokój i dobry humor. Bez tego ostatniego moje życie nie byłoby tak kolorowe, byłoby wręcz nudne i pozbawione dużej dawki radości. Uwielbiamy się śmiać i żartować. Te cechy również zauważamy u naszych dzieci. Borys potrafi żartować w wieku 7 lat „z grobową miną” co doprowadza nas do łez. Olka w wieku 20 miesięcy to już mały ancymonek, Nela z kolei … to temat rzeka i moją opinię podziela każdy, kto ją poznał.
Od przeszło 2 lat na mojej półce specjalne miejsce zajmuje pewna książka. Dzięki niej przejrzałam na oczy. Jej autorem jest ojciec, który w niespotykany sposób, a mi bardzo bliski, spisał trudy rodzicielstwa. Opisał to, co wszyscy widzimy, jednak łudzimy się i zaprzeczamy prawdzie. Na drugiej stronie jest zdanie, które i mi towarzyszy za każdym razem, jak pisze tekst na temat dzieci:
” Największą przeszkodą w pisaniu o dzieciach są dzieci”
dla mnie to zdanie ma wiele ciepłych aspektów, słów które są, a których nie widać. „Nie rodzic” popuka się w czoło, rodzic z poczuciem humoru przytaknie, inny odwróci się na pięcie i więcej go nie zobaczę.
W życiu prywatnym lubię otaczać się ludźmi podobnymi do siebie. Z leciutko ironicznym spojrzeniem na życie. Tak dużo mamy problemów, z którymi musimy sobie podołać, że spotkania towarzyskie dla mnie, nie mogą być oparte jedynie na poważnej dyspucie. I zauważam to również u Was, Moi Drodzy. Widzę i czytam z zapartym tchem Wasze zdania, które zamieszczacie na facebooku @Wkawiarence. A facebook to miejsce takich spotkań, moich z Wami. Gdzie możemy wymienić się pogladami, pożalić się, wypłakać i co ważne – pośmiać. Dodatkowo powstała niedawno grupa, do której serdecznie zapraszam – @wkawiarence przy kawie – gdzie mniej mnie, a więcej Was.
Wracając do tematu książki, dzięki zaprzyjaźnionemu Wydawnictwu Znak Emotikon otrzymałam wznowiony egzemplarz – „Dziecko dla odważnych” Leszka K. Talko. Jest to pozycja, której nie muszę cztać od deski do deski. Zaglądam na dowolną stronę, aby nabrać świeżego spojrzenia na daną sprawę, a przy tym uśmiech mi z twarzy nie schodzi. Znalazłam w niej tym razem:
10 pytań o wychowanie dziecka
zaznaczam – nie czytajcie dosłownie ! To nie jest poradnik – to jest antyporadnik!
Napisane pytania i odpowiedzi przez tatę – Leszka Talko:
1. Jak pogodzić prace z wychowaniem dziecka?
Nie da się.
2. Co robić, żeby dzieci się nie biły?
Przeczekać.
3. Co robić, kiedy mąż się nie odzywa, a żona zwariowała?
Wszyscy rodzice wariują. Przyzwyczaić się.
4. Moje dziecko ma atak furii. Niektóre wyłącznie.
Nie reagować.
5. Ja mam atak furii, kiedy córka znowu wleje mi zupę do kieszeni. Co robić?
Wyrazy współczucia, ale mogła wlać do komputera.
6. Moje dziecko je wyłącznie kiełbasę. Co robić, żeby polubiło warzywa?
Za 20 lat polubi. Teraz co najwyżej przerzuci się na nutellę.
7. Jak mam robić zakupy z dzieckiem? Ono demoluje sklep, bo chce batoniki i pokemony.
Często zmieniać sklepy.
8. Dlaczego moje dziecko kłamie?
Wszyscy kłamią. Ja kłamię, pani kłamie i tamten pan też kłamie.
9. Czy można nauczyć dziecko porządku?
Pewnie tak, ale nikomu się nie udało.
10. Jak wychować szczęśliwe dziecko?
Ono już sobie poradzi. Lepiej troszczyć się o siebie.
Chcąc Wam jeszcze bardziej przybliżyć oryginalne poczucie humoru, cytując kilka pojęć ze Słowniczka Najważniejszych Terminów z książki:
Mama – dobra alternatywa taty, jak się go już wykończy.
Tata – dobra alternatywa mamy, jak się już ja wykończy
A tak w nawiasie… fajnie jest być rodzicem i kropka.
fragment:
Jak przygotować się
na przyjęcie maluszka,
czyli po diabła nam te wszystkie paskudztwa?
Kupiliśmy właśnie wózek i, wiesz, taki leżaczek jeszcze, a poza
tym mamy już całą półkę książek o wychowaniu dzieci i wieczorami
sobie czytamy. Aha, i jeszcze mamy taką lalkę, i uczymy się
przewijania, no bo to jednak ryzyko, strasznie boimy się, żeby nam
dzidzia nie spadła – relacjonowała bez chwili przerwy nasza znajoma,
której za miesiąc miała się powiększyć rodzina.
– Bo wiesz, to ważne, żeby się prawidłowo przygotować – zakończyła.
I po chwili milczenia zapytała: – A wy?
– A my… – Sięgnąłem myślami do zamierzchłych czasów, które
były… policzmy… dwa lata temu. – No więc my…
* * *
My staliśmy właśnie przed sklepem z wózkami.
– Kochanie, koniecznie musimy mieć wózek – powiedziała moja
żona Monika.
– Jasne! – zgodziłem się. W końcu dzieci jeżdżą w wózkach. A my
już niedługo mieliśmy mieć dziecko. No, za jakieś trzy miesiące.
– To wchodzimy i kupujemy – zdecydowała Monika.
– Ale zaraz, przecież nie mamy jeszcze nikogo do wożenia! – zwróciłem
uwagę na lukę w rozumowaniu. – Jak będziemy mieli, to kupimy…
– Nie, potem nie będzie czasu. Kupmy teraz – przerwała Monika.
—–
Od razu wiedzieliśmy, który wózek będzie nasz. Przepiękny. Miał
trzy koła, był zielony i nie szpeciły go żadne misiaczki. No, jednym
słowem, terenówka, prawdziwy bolid, z którym spokojnie może się
przechadzać dumny tata. Mama oczywiście również – w końcu mamy
równouprawnienie, czyż nie?
– Bierzemy go – zadecydowaliśmy jednogłośnie.
Nowy nabytek stanął na środku pokoju. Goście byli zachwyceni, ale
najbardziej zachwycony byłem ja.
Ba, jako dziecko z pewnością marzyłbym o takim wózku. Niestety,
nie miałem szansy. Kiedy byłem maluchem, jeździłem strasznym gratem.
Teraz jako tata mogłem wreszcie to nadrobić.
Następnego dnia wstąpiliśmy do sklepu z dziecięcymi ciuszkami.
Trochę się opierałem – w końcu lepiej wiedzieć, dla kogo kupuje się
ciuszki – ale poszedłem. Nie miałem pojęcia, że malucha można tak
odjazdowo ubrać.
—–
Dziecko dla początkujących
– Zobacz tylko, jakie superdżinsy – wołałem.
– A ja mam dla niego ekstrapolarek – wtórowała mi Monika.
Kiedy już nacieszyliśmy się wózkiem i ciuszkami, wybraliśmy się
do księgarni po książki. Spędziliśmy dwie godziny przy regałach, przeglądając
poradniki. Ze zdziwieniem zauważyłem, że były ich dziesiątki.
Rozumiem, że muszą istnieć takie o zakładaniu ogrodu. No bo skąd
człowiek ma wiedzieć, jakie kwiatki kiedy zasiać? Ale dziecko? Dać mu
jeść, dać pić, położyć spać. Gdzie tu problem? – myślałem w swojej naiwności.
A tu dzieci wydawały się jakimś zupełnie innym rodzajem
człowieka, do którego nie istniała znormalizowana instrukcja obsługi.
Tego wieczoru, który spędziliśmy z książkami w łóżku, włosy stawały
nam dęba co chwilę.
Z pierwszej wynikało, że dziecko może w każdej chwili się zabić:
wypaść z łóżeczka, wypaść z wózeczka, ba, nawet z okna. Może na siebie
coś wylać albo po prostu się zakrztusić i udusić.
– Wiesz co? – mruknąłem do Moniki, która zatopiła się akurat
w opisie, jak bardzo trzeba uważać, żeby nie udusić dziecka. – Ja już
wolę poczytać jakiś horror.
To był dopiero początek.
Z następnej książki dowiedziałem się, że nie tylko dziecko może
samo się zabić, ale ja też mogę je zabić. O proszę! Niezręczny ojciec
upuścił dziecko na podłogę – z tragicznym skutkiem. Albo to: niedopilnowane
dziecko wypada przez okno…
Kiedy Monika otworzyła trzecią książkę – z której wynikało niezbicie,
że jeśli dziecko nie zostanie zabite przez ojca i nie wypadnie z okna,
to niechybnie zje coś trującego, wypije rozpuszczalnik albo po prostu
połknie żyletkę – zrobiło mi się słabo.
Wziąłem książkę o pielęgnacji dzieci, mając nadzieję na uspokojenie
nerwów. Czarno na białym wynikało z niej, że dzieci odznaczają
się głównie tym, że dostają wysypki, gorączki, tajemniczych plam,
bezdechu i około stu dwudziestu pięciu innych przypadłości – każdej
w zasadzie śmiertelnej.
Snułem się przez strony zapełnione radami, jak sterylizować butelki
(co najmniej dziesięć minut we wrzątku), jak założyć pieluchę
(próbowałem na misiu – zrezygnowałem, bo misiowi spadała). Rozmyślałem
nawet nad tym, czy nie kupić lalki płaczącej, kiedy nikt się nią
nie zajmuje, ale zrezygnowałem. W końcu kiedyś miałem elektronicznego
kurczaka, którego należało karmić, przewijać i zabawiać, żeby
był szczęśliwy, i kiepsko się to dla niego skończyło. Trzy dni się z nim
bawiłem, a potem biedak zdechł, bo o nim zapomniałem.
Brrr. Otrząsnąłem się z książek i z ponurych myśli.
– Co to będzie? – zapytałem Monikę.
– Jak to co? – zdziwiła się. – Dziecko!
No i poszliśmy spać.
/ inne fragmenty z książki – antyporadnik dla rodziców /
Pytań o wychowanie dziecka jest od groma…. 😀 I tylko od nas zależy czy poukładamy je sobie w głowie, czy będą nas dręczyć miesiącami. Pamiętajcie jednak – na większość nie ma odpowiedzi.
ksiązka musi byc nadzwyczajna, jak zwykle dodałas mi humorku, dziękuję a te minki małej księzniczki… całuje w piętki 🙂 🙂
genialne, podoba mi się !!!
Haha, spodobało mi się sformułowanie „jak wychować dziecko i nie spowodować apokalipsy” 😉