biesiadowanie takie rodzinne, często na nie czasu nam brak …


 

mamy tendencje do jedzenia na „zaś”. Zastanawiam się z czego to wynika. Że wywodzimy się z biedniejszej populacji, że boimy się, że nam zabraknie, że zapychamy się przez kompleksy, że nie wyobrażamy sobie wieczoru bez sytego naciągniętego żołądka … itd. itp…

No to sobie podjadamy, tu paluszki, tu chipsy, tu batonik…
a potem.. zasmażka…
Jemy dużo , ale rzadko. Nie po to tylko aby głód zaspokoic, ale polepszyc samopoczucie, przeciągnąc posiłek, przedłużyc ten moment cudownej rozkoszy napełnionego po brzegi brzucha

Żołądek dorosłego człowieka jest jak pięśc, która potrafi się nadmuchac jak balonik aż pięciokrotnie.

Po co nam to, po co mi to…
Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że w domu to nie jem za dużo, raczej smakuję, celebruje często posiłek, lub po prostu dojadam, po dzieciach. W pracy jest odwrotnie. Spotykamy się na posiłku, na lunchu i każdy pałaszuje coś innego. Każdy zerka co ten drugi ma na talerzu. I już problem narasta. Bo ja mam tylko kanapkę, a ona ma sałatkę, a on krokieta… i by się zjadło to i to… napięcie rośnie. To zjadamy tą swoją kanapkę i co by nie czuc sie gorszym, w naszym wewnętrznym brzuchowym mniemaniu, sięgamy po coś słodkiego. Nie jest to wykwinty deser z owocami, a zazwyczaj byle smakołyk, ot baton nadzwyczajny. Wciągamy go w minutę, bo już czas nas nagli, po raporty czekają, maile nie odczytane i telefony się znów rozdzwoniły, klienci czekają… więc jemy biegiem, na jednej nodze. Popijamy czym popadnie. I już nas nie ma.
Czy to zdrowo ?

A wystarczyłoby jakiś owoc, jakieś mniejsze danie. I sennośc by nie nadchodziła, i energii byłoby więcej i zapału i rozkojarzenia mniej.
No to kawa, mocna, teraz. A do niej chocby cukierek, czekoladka maleńka…

I znowu oszustwo. Oszukujemy sami siebie.

Jedzmy, a brzuchy nam niech pękną

A im więcej zjadamy tym więcej się organizm domaga. Przyzwyczajamy go do tego, że ciągle trawi, że ciągle napełniony być musi. To go zaspakajamy, niech ma, niech pracuje, skoro i my pracowac musimy.

Tylko kto ucierpi bardziej ?

A wystarczyłoby przeczekac to przysłowiowe 15 min po małym ale zdrowym posiłku. Bo wtedy nagle emocje opadają i już nie odczujemy potrzeby.
Gorzej jak ją czujemy nadal… to może oszukujmy czymś mało kalorycznym, zdrowym – jabłkiem, gruszka czy marchewką. Powinno zadziałac.
Nie jedzmy w pośpiechu, jeśli tylko mamy taką możliwośc. Celebrujmy tą chwilę, badźmy razem jeśli tylko zdołamy, Wyłączmy telewizor.

A może w ogrodzie, lub na balkonie się spotkamy ?

np…

ogrodowo tak, powoli, w rytmie tak modnym – slow life. Rodzinnie i bez pośpiechu. Chwile radości i wspólne biesiadowanie


 

śniadanie w ogrodzie

śniadanie w ogrodzie

wspólne biesiadowanie

biesiadowanie

 

niemowlę w ogrodzie

 

borówki na stole

 

uwielbiam owoce

 

owoce lata

 

ławeczka w ogrodzie

 

biesiadowanie

 

śniadanie

 

łowienie rybek

 

20150802_130133

 

atrakcje da dzieci

 

20150802_130215

 

biesiadowanie

 

20150802_130414

 

rodzinnie

 

20150802_130655

20150802_130810

 

blog parentingowy

 

blog parentingowy

 

blog lifestylowy

 

blog o gotowaniu

 

mama i córka

 

20150802_131853

 

 

20150802_132126


a jeśli mój blog, przypadł Ci do gustu – zapisz się na listę mailingową lub dołącz do mnie na facebooku

pozdrawiam cieplutko  — asia —


 

SPODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? UDOSTĘPNIJ: