kupiłam kwietniowy numer Twojego Stylu. I czytam po kawałku. Czytam i myślę. Nie przeczytam od razu wszystkiego, nie jestem w stanie. Brak czasu. Ale myśli nachodzą mnie po każdym artykule. Przeczytałam felieton Krystyny Kofty. Myślę. Przeczytałam artykuł o życiu 2 kobiet po rozwodzie. Myślę. Co rusz w tym numerze temat o rozwodach, rozstaniach o życiu singielek. Myślę.
Bo i ja jestem druga żona drugiego męża. Bo i ja mam córkę przybraną. Bo i ja układałam kiedyś życie od nowa, od podstaw praktycznie. Uczyłam się nowego. Podołałam. Poradziłam sobie z rozstaniem. I wiedzie mi się tak jak wieść powinno. Dobrze, bardzo dobrze. I nie mowa tu o opływaniu w luksusie majątkowym. Ale o normalnym i spokojnym bycie. Spokojnym w cudzysłowiu, o ile tak można określić życie w otoczeniu trzech małych głów, które non stop czegoś żądają.
jak poradzić sobie z rozstaniem
Nie każdemu kto podjął decyzje o rozstaniu z partnerem, mężem jest dobrze, jest szczęśliwy. Zwłaszcza temu, za kogo decyzja została podjęta odgórnie. Mam złudzenie, a może to i prawda, że mnóstwo ludzi się rozstaje. Czy to apetyt na życie, czy to stan wolności ich tak pociąga, a może znudzenie lub brak akceptacji siebie. A może przytłacza na przykład faceta odpowiedzialność, mnóstwo obowiązków. Zwłaszcza w sytuacji kiedy są dzieci.
Nie obarczam winą faceta, absolutnie. Ale nim nie jestem więc wypowiadać się nie będę. Zwłaszcza, że nieco inne myślenie, inne priorytety. Ale i bywa, że często to kobiety wybierają. Nie zawsze, ale czasem. Ale żal mi tych co niespodzianką dla nich była decyzja. Bo życie powinno weryfikować. Para czuje, że zaczyna być pusto. Ktoś z tej pary szuka kogoś innego i nawet nie musi o tym głośno mówić, ale druga strona to czuje. Czuje na wskroś, po koniuszki palców. Brak zainteresowania, brak chęci wspólnego wyjazdu. Ba, brak chęci czegokolwiek.
Bywa, że sytuacja zaskakuje. Moja znajoma zaskoczyła mnie faktem, że chyba weźmie rozwód, albo mu wybaczy. Jeszcze nie wie. A taka piękna para z nich była. Tak o nią zabiegał. Oglądałam ich na co dzień. A teraz, zmiana, czuje się jakby w glebę wdeptana. Jak poradzić sobie z rozstaniem, a może nie podejmować takiej decyzji. Czas tu jest lekarstwem.
Przeczytałam zdanie – jesteś samotna ze swoim życiem. Łykasz łzy i przekleństwa, trwasz. Żeby dzieci miała to co mieć powinny. Twoim kosztem. Tak i bywa. Fakt. Trwa biedna kobieta w związku, który ją upokorzył, niszczy ją wewnętrznie. Czy to dobre ? Czy nie lepiej się ze szpon niedbałego związku wyrwać? Jak poradzić sobie z rozstaniem ? Czy decydować się na nie?
Inna moja bliska znajoma, której życie poukładało się przekornie, żałuje. Że niegdyś złą i pochopną decyzję podjęła. Miała mieć wygodne i spokojne życie. Ustabilizowane. On uwielbiał jej dziecko. Choć nie jego było. Uwielbiał, bo sama byłam świadkiem tego wielokrotnie. Planowali starość. Nagła myśl przemknęła z niewiadomych jej nawet powodów. Że może by coś innego chciała. Kogoś innego. I wybrała. Teraz, kiedy dawno ten związek się zakończył, żałuje. Myśli wracają do tego co było. Coraz natarczywiej. Myśli, kalkuluje. Może lepiej było na tyłku siąść spokojnie, a nie szukać nowego. Zapytała mnie ostatnio – co ja zrobiłam, po co tak wybrałam, nagmatwałam. Czy kiedyś tamto powróci, czy ma szansę. Czy tamten spojrzy jeszcze na nią po wszystkim łaskawie ? Czy istnieje cień szansy na budowanie klocków życia od nowa ?
Kuzyn mój nieco starszy ode mnie wypowiedział kiedyś zdanie – ożeniłem się z rozsądku. Pytam, a gdzie motyle w brzuchu, stan uniesienia, taki co pod niebo wznosi. Nie ma. Więc nie przetrwali, nawet dla dobra dziecka.
Trudne wybory i jeszcze trudniejsze decyzje. Niegdyś, rozwody dopuszczalne nie były. Ludzie trwali we dwójkę na dobre i złe. Choć często tego dobra nie było za wiele. Teraz jest inaczej, teraz łatwiej podjąć decyzję. Już społeczeństwo tak nie osądza. Nie ocenia. Może znieczulica. A może rozsądek. Może wielu z nas coś przeżyło i wie, że nie ma sensu oceniać. Warto wspierać, warto podać rękę.
Bo chyba jedno życie tylko mamy. I fajnie, jak po naszej myśli wszystko. A skoro tak nie jest myślę sobie, że dobrze abyśmy zgodnie z własnym sumieniem postępowali. Byli razem lub osobno. Ale żeby dobrze nam było. Aby nasze dzieci nie były przytłoczone sytuacją. Bo dla nich nowe jest jeszcze gorsze niż dla nas dorosłych. Bo my się pogodzimy. Z dzieckiem różnie bywa. Jak poradzić sobie z rozstaniem ? Jesteśmy ludźmi i mamy swe uczucia. Znamy siebie, wiemy czego chcemy. Ale nasze potomstwo nie wie, gubi się we wszystkim.
Natknęłam się kiedyś na sytuację okrutną. Babcia powiedziała do 6 letniej wnuczki – tatuś odszedł, już cię nie kocha. Zagotowały się myśli, para głową poszła. Czy ona myślała wtedy o dziewczynce. Czy ukarać ją, malutką chciała ? Za co, nie wiem. Czy chciała może ukarać byłego zięcia. Czy sobie dać przyzwolenie do oceny. Fajnie, że obok mnie wtedy nie było, a zdanie wypowiedziane przytoczone mi tylko zostało. Bo ja mimo, że raczej spokojna to i cholerykiem też bywam.
Nie trzeba oceniać drugiego. Lepiej wcielić się w jego położenie choć na chwilę. Warto pomóc. Bo rozwód zwyczajny lub wewnętrzny i tak bolesny bywa. I różne depresje i dużo cierpienia. Nie można mówić drugiemu – a ty to zrób tak… nie można się mieszać.
Znam wiele par, w których zamieszał ktoś trzeci. Mama, teściowa, ktoś znajomy lub ten / ta druga osoba. Koło mojego rodzinnego domu stoi dom z ogrodem bardzo piękny. Mieszka w nim samotna kobieta. Zmarła matka jej przed paru laty. Została sama. Nie jest jeszcze wiekowa, a już do samotności przywykła. Miała niegdyś przed laty kawalera jak to się mawiać wtedy we zwyczaju miało. Matce się nie spodobał. Odpuściła. W domu została. Matki nie ma. Została samotność.
Kurcze, potok słów tu się mi zrobił. Potok myśli moich. Nie zawsze pewnie trafionych. Ale my jesteśmy jedyni, niepowtarzalni. Nie powinniśmy patrzeć, czy ktoś nas ocenia. Kategoryzuje. I ta moja znajoma, którą podjęła decyzję i związała się nie z tym co po czasie okazało się, że chciała i żałuje. I ta samotna, która chciała tak jak matka zapragnęła. I Ci, których związki się już posypały. Powinniśmy żyć aby nie krzywdzić nikogo, ale podejmować wyzwania. Nie chować się w szafie swojego jestestwa. Nie chować się z myślami, nie upychać swoich pragnień w przepastnej szufladzie. Głośno mówić o tym czego chcemy. Marzenia warto jest realizować. Tylko na światło dzienne je wyciągnąć. I przeczekać te złe chwile. Bo czas tu najłaskawszy dla nas będzie. Czasem tego czasu za dużo nie trzeba, czasem wręcz przeciwnie, kilku lat potrzebować będziemy. Ja tak zrobiłam wiele lat temu. I dobrze mi teraz. Choć bardzo długą i krętą drogę przebyłam. Ale patrzę na ojca moich dzieci, na tą całą czwórkę bo liczę tu również połówkową córkę moją. Bawią się, kochają, szaleją na podłodze. Był moment w moim życiu, że bałam się że nigdy ich mieć nie będę. Że będę tylko ja i mój towarzysz życia. A tu teraz po latach wgapiam się w nich, zachwycam nieustająco. I … zamykam laptopa bo dużo okien w moim domu do umycia mi zostało. A wiosna w rozkwicie, tak jak nasze nowe pomysły na życie. Które teraz na wiosnę jak nigdy rozpocząć trzeba realizować. Bo wiosna pomaga, kiedy wszystko takie piękne. Bo wiosna uskrzydla. I łatwiej odpowiedzieć sobie na pytanie – jak poradzić sobie z rozstaniem. Sami w sobie znachodzimy siłę. Do przetrwania. Do bycia szczęśliwym. Tylko czas, czasu nam potrzeba.
temat rzeka i problem, z którym wielu się spotkało i wiele jest opinii jak go rozwiązać. Ale tak jak napisałaś – „Powinniśmy żyć
aby nie krzywdzić nikogo, ale podejmować wyzwania”. Chociaż i tak nie ma możliwości żeby wszystkich zadowolić, bo zawsze
znajdzie się ktoś, kto nosem będzie kręcił. Więc przede wszystkim trzeba robić tak, aby samemu być szczęśliwym bo to nasze
życie, nie kogoś.
A gdy jest źle – kiedyś ktoś mi powiedział – „uśmiechaj się, uśmiechaj na siłę i nawet nie wiesz kiedy, ten śmiech stanie się
prawdziwy”. I coś w tym jest.
nigdy nie słyszałam nic o tym uśmiechaniu. Ale coś w tym jest 🙂
bardzo dobrze to ujęłaś, podpisuję się obydwoma rękami
cieszę się bo miałam obawy czy opublikować 🙂
Ja wiem po sobie tyle, że czasem rozstanie trudno jest przetrwać, a potem z perspektywy czasu, okazuje się, że to najlepsze, co
nas mogło spotkać 🙂 Gdyby swego czasu nie zakończył się toksyczny związek w jakim byłam, nigdy nie spełniłabym marzeń i
nie znalazła się w tym cudownym punkcie życia, w którym jestem teraz!
i cudownie, że miałaś tyle odwagi w sobie. Nie każdy ją posiada.
Uryczałam się, ale prawdę napisałaś Asiu! Dziękuję
prawda niestety oczywista nigdy nie jest, a szkoda Grażynko prawda ? bo łatwiej by nam się żyło i bezproblemowo poniekąd.
Podpisuje się obiema rękami pod tym tekstem
bardzo mi miło
rozstanie… ile związków tyle
przyczyn. Kiedyś słyszałem, że
najczęstszym powodem rozwodów są
małżeństwa i tego negować nie będę.
Znam kilka par, które rozpadły się po
ślubie. Jedne mające dzieci małe,
inne dzieci dorosłe, a jeszcze inne
nie mające dzieci. Za każdym razem
przyczyny były inne. Jednak o dziwo w
żadnej z tych par powodem nie była
zdrada, co według mnie najbardziej do
tego może się przyczynić.
zdrada to stereotyp niby, ale czy na pewno