Czy słyszałyście już o metodzie zielonego ołówka? Twórcą tej metody są specjaliści do spraw wychowywania dzieci. Eksperymentowali w tej materii z dziećmi szkolnymi. Jednak ja się przekonałam, że system ten, świetnie działa w domu w przypadku nawet całkiem małego dziecka!
Pamiętacie na pewno czasy szkolne i jak szkaradnie wyglądały nasze zeszyty, pokreślone na czerwono przez nauczycieli. Brrrr na samą myśl mam ciary. Teraz od czasu do czasu to widuję w zeszycie syna. Jest on osobą leworęczną, mająca powiedzmy średnio zachwycający – dla pedagoga wczesnoszkolnego – charakter pisma, aczkolwiek dla mnie jako matki – najpiękniejszy na świecie. No cóż, matki stronnicze rzadko bywają, zwłaszcza w przypadku swoich synów, a już szczególnie pierworodnych 😉
Ten czerwony długopis, obok wykrzyknik, często okraszony komentarzem. Czasem kojarzony z upokorzeniem, aczkolwiek i bywa wyróżnieniem. Jednak zwykle powiązany z pierwsza opcją. Budzi niechęć i często nawet frustrację, zwłaszcza u bardzo młodego człowieka. Stąd też specjaliści do spraw wychowywania dzieci, wymyślili metodę zielonego ołówka.
METODA ZIELONEGO OŁÓWKA
Kolor zielony sam w sobie kojarzy nam się bardzo pozytywnie. Naukowcy wpadli na pomysł, aby po pierwsze wykluczyć czerwony długopis, a po drugie chwalić, a nie negować. W praktyce jest to bardzo proste. Nauczyciel zamiast podkreślać to, co błędnie wykonane, zaznacza jedynie to, co dobre.
Niestety sposób ten jest bardzo sporadycznie praktykowany. Generalnie w polskim szkolnictwie należy do rzadkości.
POCHWAŁA ZAMIAST NAGANY
Ja jestem nauczycielem jedynie własnych dzieci. Kieruje ich początkowym życiem, nakreślam cele, wytyczam to, co w moim mniemaniu jest dla nich najlepsze. Zauważyłam, że metoda zielonego ołówka wpływa wspaniale na psychikę moją i moich dzieci.
Dlaczego moją? Bo mniej się denerwuję. A uwierzcie mi na słowo, że jako potrójnej matce dzieci ww wieku 2,5 – 8 lat czasem jest trudno powstrzymać nerwy na wodzy, choć jestem osobą tolerancyjną i łagodną (w pewnych sytuacjach). Dzieci są dziećmi, nie robotami, rozumiem, że muszą się wyhasać i mieć swoje zdanie.
Jednak bywają sytuacje, że musimy od nich wymagać i nakładamy na nich pewne sankcje. Życie nie składa się jedynie z obsługi naszych dzieci. Początkowo wykonujemy wszystkie czynności w kierunku naszych skarbów z największą przyjemnością, jednak po kilku latach (max 2 ) chcemy coś dla siebie, a co więcej powinniśmy zadbać o samodzielność naszych szkrabów i nauczyć ich życia w społeczeństwie, nawet tym najbliższym, jakim jest nasz wspólny dom i panujący w nim ład.
Często wkurzamy się, że my gadamy… gadamy … a one mają nas w nosie ( wpis – dziecko Cię nie słucha? znam 5 powodów jak sobie poradzić ), często na początku drogi w wychowywaniu, składamy to na garb np. buntu ( wpis – sekretny sposób jak poradzić sobie z buntującym się dzieckiem ). Owszem dziecko na swej drodze ku dorosłości przejawia kilkakrotnie etapy sprzeciwu, który czasem urasta do rangi strajku, a nawet rebelii domowej!
ZIELONY OŁÓWEK W DOMU
Zdradzę Wam, co może nie jest żadnym odkryciem dla wielu z Was, że często pochwała zamiast kary przynosi wielokrotnie lepszy rezultat. Nela jest moją małą buntowniczką, zresztą jej reszta rodzeństwa podobnie. Kiedy proszę lub żądam np. poskładania czegokolwiek z sekundy na sekundę rośnie sprzeciw. W przypływie matczynej tolerancji rozumiem, że w danej chwili: a) nie ma na to ochoty lub b) po prostu jej się nie chce lub zazwyczaj c) nie widzi powodu dlaczego ma to wykonać.
W momencie, kiedy układam zdanie zaczynając od pochwały – Nelusia tak ładnie wczoraj poukładałaś te kredki, możesz mi pokazać jak to zrobiłaś? Bardzo mi się to podobało, Super dziewczynka. – Nagle świat obraca się o 180 st! Dziecko zaczyna sprzątać ochoczo. W sytuacji kiedy jednak mówię – posprzątaj, bo na ten bałagan nie mogę już patrzeć – to jakbym mówiła często do ściany.
Tu kłania się wtedy wspomniana Metoda Zielonego Ołówka. Chwale i jednocześnie wymagam. Oczywiście konstruktywna krytyka również jest każdemu potrzebna, jednak w przypadku tych nieco młodszych dzieci, często nie ma sensu, gdyż maluch po prostu nie jest w stanie zrozumieć potoku naszych słów. Krzyczymy, a dziecko i tak zapamiętuje z naszych 20 zdań może 3-4 słowa.
W przypadku pochwały – szkrab rośnie w siłę. Podobnie jest ze starszakami. Często odrabiam zadanie domowe z moim pierwszoklasistą. Nigdy nie mówię – jaka ta literka B jest beznadziejna – tylko – pokazuje najładniejszą B, a koślawą i mało staranną B wskazuje jako „niewypał przy pracy”Chłopakowi rosną skrzydła, bo wie, że potrafi jeśli tylko się postara. Tym samym rośnie poczucie własnej wartości, zwłaszcza w przypadku skromniejszego dziecka.
Być może metoda zielonego ołówka nigdy nie zaistnieje w szkolnictwie, jednak zaręczam Wam, że w domu świetnie się sprawdza. Mam dla Was wyzwanie – od dziś nie negujemy, jedynie chwalimy, co Wy na to? ( wiem, że to trudne, ale czasem… szkoda naszego zdrowia na utarczki z tymi, których najbardziej kochamy 🙂 )
Nie zdawałam sobie sprawy że jest taka metoda, z tego co czytam bardzo dużo w niej racji. U mnie też to w domu zadziałało.
Czy te oczka sa z czapek ? Odklejane? Gdzie moge takie dostać?
tu możesz je znależć: sklep pupill
Szok. W życiu bym na to nie wpadła ze o to chodzi ale u mnie właśnie takie zasady panują 🙂
O metodzie nie słyszałam ale staram się jak najwięcej chwalić syna lecz zauważyłam, że jeśli ktoś inny go skrytykuje często bardzo źle to przyjmuję. Dlatego wydaję mi się, że dzieci muszą nauczyć się również przyjmować krytykę bo to ich w życiu nie ominie niestety 🙁
Pierwszy raz słyszę o tej metodzie, ale ogólne założenia są mi znane i nawet jakoś tak na intuicję logiczne 🙂