ja się pytam kto ma większą siłę przebicia – pesymista czy może – optymista.
Bo ja sobie tak tu to szczęście celebruję, chwalę ognisko domowe.
A spotkałam dziś młodą kobietę. Nie znam ją, jedynie z widzenia. Och jaka nieszczęśliwa. Jaka biedna w swoim jestestwie. Jak jej źle. Ile w życiu zła ją spotkało.
Stałam i słuchałam. Uwierzyc nie mogłam. Że ona tak do mnie, że tak mi opowiada. I że tak w to wierzy, co mówi. Moje oczy przybrały wielkośc dyni co to teraz ją wszędzie widzimy, tej jesieni złotej, no może mało złotej bo ostatnio chyba gdzieniegdzie śnieg popruszył. Stałam słuchałam, uwierzyc nie mogłam. Bo taka młoda, taka ładna. Taką córeczkę ma uroczą. I ta jej córeczka taka wesoła, piosenkę mi śpiewała. I taką na przekór – Mam Moc.
Ta kobieta nie zwróciła uwagi jak ona śpiewa. Jak coraz głośniej. Chciała być na pierwszym planie. Kobieta ofuknęła ją, bo to ona ze mną rozmawia. I ja na nią patrzec powinnam. Bo ona nieszczęśliwa.
No ludzie kochani ! Bo oszaleję ! Ale stałam, obserwowałam, próbowałam pojąc co mi w uszy wlewa taką gorycz, rozpacz. Bo mąż wyjechał na miesiąc, a ona sama z dzieckiem takim rozbrykanym sama, że w przedszkolu choroby, że ospa, że szkarlatyna. A tu zima. A ona w tym bloku, na 3 piętrze. I auto nie ma garażu. I jak spadnie śnieg odśnieżac je będzie. A jak teściowa do niej zawitała to tydzień siedziała, bo jechała 200 km. I co ona ma z nią zrobic, czy zabawiac, czy w domu zostawic samą. I ona nigdzie wyjśc nie mogła, bo raczej nie wypada. Cały tydzień z tym dzieckiem i z tą matką męża swego. A ta matka męża to jakaś taka nie bardzo, bo wstaje rano i pędzi do sklepu po świeże pieczywo jakby spania nie miała, a i z kurami spac idzie. I 1 pokój cały zajęła i ciasno i do łazienki kolejka. Jak jej to źle. Jak nudno, bo koleżanki wychodzą, a ona w tym domu z dzieckiem, z teściową. A poza tym to jakoś tak przecen w kosmetycznym ostatnio nie robią, a jej się krem pod oczy kończy i tonik się kończy i proszek się kończy, a tusz jakiś taki podsechł czy co ? Bo ja nawet sobie nie wyobrażam ile ona czasu traci żeby ten tusz z tubki wygrzebac. A ona taka zagoniona. Bo do przedszkola rano musi. I obiad ugotowac musi. ……
Stałam jak wryta. I czekałam co zaraz nastąpi. Pewnie jakaś katastrofa, skoro ona taka biedna. Pewnie ktoś zachorował bliski, a może wypadek, albo mieszkanie komornik zajął i biedne nie mają gdzie mieszkac i pewnie się będzie musiała do tej teściowej przeprowadzic 200 km od domu, a tam trzeba rano wstawac i spac z kurami chodzic.
Ale nic ! Nic się nie wydarzyło. No to ja … nie rozumiem. Ja się pytam dlaczego taka
pesymistka
Gdzie to szczęście zagubione, że córeczka taka zdrowiutka i śliczna i taka wesolutka i jak skowronek podśpiewuje. I kochająca teściowa ją odwiedziła i po pieczywo biegała. I w bloku ma ciepło, o zapas węgla na zimę martwic się nie musi. A te przeceny w sklepach na pewno z jesienią przyjdą. A tusz ? Jak to tusz, nic nadzwyczajnego.
Bo trzeba chcieć być szczęśliwym.
Ja jej nie pomogę, nie jestem w stanie. Chyba pokonała mnie swym monologiem. Jak torpeda, słowami strzelała w moją stronę. Afirmacja nieszczęścia. Pesymistka.
Bo trzeba chcieć być szczęśliwym.
Tego nauczyc się nie da. Należy się rozglądnąc wokoło. I pomyślec.
Zadac pytanie – jaka jestem. Czy nieszczęście mnie dotkneło.
Czy narzekanie to mój zawód ?
Szczęścia narysować nijak się nie da. Naszkicowac, obrysowac, pokazac.
Trzeba go szukac w sobie.
Dostrzec promyk słońca o poranku w ponury dzień, jak nieśmiało przebija się pomiedzy chmurami,
deszczu posłuchac jak o parapet bębni,
Ujrzec cmę wieczorną porą jak pędzi do lampy ulicznej,
wsłuchac się w śmiech dziecka,
zobaczyc jego beztroskę,
jak śmieje się z niczego
albo taki pies czy kot jak zobaczy właściciela, jak biegnie na powitanie
a może wystarczy poobserwowac staruszka jak spaceruje po parku o laseczkę wsparty i wystawia poorane zmarszczkami czoło ku niebu,
postac bez celu,
wiersz przeczytac, czy dobrą książkę….
lub… pooglądac jeden z moich ulubionych filmów
About Time, o którym TU już kiedyś wspominałam
szczęście jest proste, trzeba tylko nauczyć się je dostrzegać w codzienności. osobiście nie lubię wiecznych narzekaczy, ale mam wrażenie, że tacy zachodzą dalej, bo wiecznie wszyscy im współczują, pomagają.. a tym szczęśliwym, cóż..ludzie życzą żeby coś się przytrafiło. niestety, ludzie nie lubią szczęścia innych
szczęście nie raz razi w oczy, przykuwa uwagę, jest grono, które robi się przez to uszczypliwe, zazdrosne. Łatwiej skupić się nad tym co taki narzekający, nieszczęśliwy, posłużyć „dobrą” radą i poczuć się przy nim lepiej. Niż przy takim szczęśliwcu co problemów na wierzch nie wylewa, bo pewnie je ma, jak każdy ale skrzętnie to przykrywa i dostrzega to co ważniejsze i z tego co się cieszyć może.
ech…pewnie młoda, to by i chciała polatać jeszcze, a tu mąż, dziecko, obowiązki…jejku, a wystarczy się tylko rozejrzeć, docenić to co się ma. życie krótkie, ulatuje zbyt szybko, to po co jeszcze narzekać, niezadowolonym być. cieszyć się, że dziecko zdrowe, że MOGŁA zostać matką, bo teraz i to niepewne…i pomoc ma.
narzekanie jest w modzie 🙂
Największymi pesymistami są Ci których w życiu prawie nic złego nie spotkało. Jak ktoś ma za sobą jakieś trudne przeżycia to potrafi doceniać drobne nawet przyjemności życia.
ot i dopięłaś tymi słowami mój wpis 🙂
I pod tym komentarzem się podpisuje, tak właśnie jest 🙂 Nic dodać, nic ująć 🙂
To samo chciałam napisać 😉
Ja myślę, że niektórzy lubią jak im się współczuję i że pławią się w oznajmianiu światu, że im ZAWSZE jest gorzej. Co jakiś czas publikuję na FB czy blogu zmagania z moich szukaniem pracy i zawsze znajdzie się komentarz w stylu „to nic, a wiesz co przechodziła moja siostra, albo ja, albo matka…” itp. Nie rozumiem tego. Piszę o tym bo chcę obnażyć zakłamanie pracodawców i dramat polskiego społeczeństwa, nie oczekuję współczucia, pisze o faktach, ale od razu zaraz ktoś musi mi udowadniać, że ma gorzej (zupełnie jakbym ja gdzieś pisała, że mam najgorzej, ba, ja nawet staram się nie pisać, że nam ciężko).
Napisałaś coś bardzo ważnego: trzeba chcieć być szczęśliwym. Amen.
Ech kwestia charakteru, jeden się na przykład będzie cieszył z zabawy z dzieckiem, a inny będzie narzekać, że go dziecka do klocków ciągnie, jakby samo nie umiało budować 😉 Może kobietka miała zły dzień? Jeśli nie, to faktycznie rasowa narzekaczka z niej, bo ja to tragedii żadnej w jej historii też nie widzę 🙂
Jak ktos nie potrafi docenić tego co ma to tak jest trzeba sie cieszyć z każdego dnia z każdej najmniejszej rzeczy i z tego że jesteśmy zdrowi.
Ja też z tych bardziej pesymistycznych, a może realistycznych, bo zawsze wolę nastawić się na coś gorszego, aby później być mile zaskoczoną, a nie rozczarowaną. Jednak teraz będąc w ciąży, moje priorytety uległy zmianie i staram się nie przejmować zanadto błahostkami, ale cieszyć swoim stanem, dbać o siebie i wierzyć, że maluszek będzie zdrowym i radosnym dzieckiem. 🙂
myśl pozytywnie, to wzmacnia, zwłaszcza teraz, kiedy jestes w odmiennym stanie. Słoneczka na co dzień Ci życzę.
Ło matko podziwiam Cię, że tego wszystkiego wysłuchałaś…ja bym pewnie po 2 zdaniach uciekła…szczęścia trzeba się nauczyć. Łatwiej jest narzekać niż się cieszyć…a przecież jest tyle powodów do radości
bo ja taka cierpliwa jestem , chyba 🙂
przebywanie w towarzystwie takich ludzi kończy się u mnie tygodniową chandrą….sama nie jestem optymistką, raczej realistka to dobre określenie, ale wiem że takie biadolenie prowadzi tylko do pogłębiającej się depresji, na pewno nie pomaga w niczym…..
bo ludzie lubią biadolic i do takiego biadolenia często namawiają
Szczęście to stan umysłu 😉
Tak poważnie, to albo umiemy się cieszyć z tego co mamy, albo całe życie będziemy nieszczęśliwi i smutni. Mi do szczęścia wystarczy, że spojrzę na swoje śpiące dziecko i już całe zmęczenie, wszystkie troski dnia codziennego odchodzą. Bo czy jest coś piękniejszego niż widok własnego, śpiącego malucha ;).
Takie moje przemyślenie z wczorajszego wieczoru.
miłe te Twoje przemyślenia 🙂
fatalny styl pisania..przypominasz mi wiejskie kumoszki.
koszmar, nie pisz więcej i nie zakładaj fioletowych rajstop do żółtych kozaków.