Jak wspólnie wychować dziecko?
Rzeczywistość w małżeństwie związana z wychowywaniem dziecka nigdy nie jest różowa. Dwoje dorosłych ludzi próbuje dojść do konsensusu w wielu aspektach, związanych z wychowaniem dziecka. Po latach małżeństwa i wspólnym wychowywaniu 3 dzieci własnych i nieco trudniejszym – córki połówkowej i wielokrotnym dochodzeniu do granic absurdu – zrobiłam podsumowanie. Czy warto liczyć się ze zdaniem drugiej połówki? Czy warto ustalać reguły?!
Kiedy 3 lata temu, podjęłam decyzję o rzuceniu etatu i podjęciu pracy w domu, jednocześnie wzięłam na siebie odpowiedzialność w 75% wychowywania dzieci. Nie to, że wcześniej nie wychowywałam! Jednak pracując poza domem minimum 8 godzin dziennie, próbowaliśmy wspólnie pogodzić obowiązki wobec dzieci i wspólnie je poprowadzić ku dorosłości.
Z racji faktu, że mąż ma pracę zmianową, a ja pracowałam w systemie dziennym, non stop ktoś nie dosypiał, o 2 w nocy podejmowaliśmy decyzję, kto następnego dnia może wziąć wolne, kiedy okazywało się, że dziecko jest chore. Po 5 latach przepychania się i mijania w progu, powiedziałam dość! Zrezygnowałam z etatu kierownika w Banku (który notabene naprawdę lubiłam) i z rosnącym brzuszkiem nr 3, utknęłam w domowych pieleszach.
Decyzja życiowa związana ze wspólnym wychowaniem dziecka
Była to moja, osobista decyzja, nie przymuszona przez nikogo. Zbyt wiele straciłam przez pierwszych 5 lat życia syna i 2 lat malutkiej córeczki. Miałam wrażenie, że bardziej uczestniczyłam w życiu mojej przyszywanej córki (w tym momencie już prawie dorosłej) niż w życiu własnych dzieci. Umościłam sobie wygodne gniazdo na wielkim stole w salonie i nie spoczywając na laurach ani przez jeden dzień, zaczęłam stukać w klawiaturę, pracując online. Rezultatem było rozwinięcie bloga i podjęcie pracy w charakterze copywritera, głównie finansowego (w końcu 13 lat pracy na etacie to spory bagaż doświadczenia). Co więcej, zaczęłam rozwijać swoje pasje związane z fotografią. Więc wszystko na plus. (temat zajęć, które można podejmować będąc na macierzyńskim lub wychowawczym poruszyłam w osobnym wpisie – 11 propozycji pracy dla mamy w domu)
Z pewnością inna byłaby nasza rzeczywistość w sytuacji, kiedy mielibyśmy pod bokiem babcię, dziadzia, lub choćby życzliwą ciocię. Jednak nie mieliśmy tyle szczęścia w życiu, bo wożenie dziecka na kilka godzin 100 km w 1 stronę mija się kompletnie z celem. Nianię mieliśmy półtorej roku i po dziś dzień wspominam ten przyjemny i bardzo komfortowy okres.
Wspólne wychowywanie dziecka kontra rozbieżność charakterów
To, że my z mężem mamy różne charaktery, jest zupełnie czymś naturalnym. Jednak to, że posiadamy kompletnie inne dzieci to już przesada. 5 kompletnie różnych charakterów, dodatkowo wkraczająca w dorosłość przyszywana córka – pod 1 nawet sporych rozmiarów dachem plus 2 charakterne sunie i humorzasty kocur to wielka mieszanka wybuchowa 😀
Lubię mieć rację, taka już jestem. Mąż od 12 lat szkoli się w tym zakresie, że często warto ustąpić, choćby dla świętego spokoju. Jednak pracuje w służbie mundurowej i nie jest różowym pantoflem więc i on lubi czasem podjąć pałeczkę związana z podejmowaniem rodzinnych decyzji.
Płynnie podzieliliśmy się obowiązkami związanymi z wychowywaniem dzieci i doszliśmy do konsensusu w kilku sprawach:
– nie straszymy dzieci nieobecnym rodzicem, Baby Jagą czy dziadem z wora
– kładziemy spać dzieci o tych samych mniej więcej porach
– nie ma podziału – ja robię kolację, ty śniadanie – robimy to w zależności, kto ma mniej obowiązków w danej minucie
– tata nie jest świętym Mikołajem, a ja Wróżką z błękitnymi skrzydełkami, którzy prześcigają się o względy u własnych dzieci
– nie hodujemy geniuszów – podsuwamy różne pomysły, ale nie zmuszamy! Wolimy przeciętne – szczęśliwe dziecko, niż zahukanego, zamkniętego w sobie oryginała, który musi się czymś koniecznie wyróżniać
– najważniejsza kwestia – to ja podnoszę głos, aby przekrzyczeć rozszalałe towarzystwo, bo mąż ma zbyt tubalny tembr głosu i co najwyżej, w locie łapie każde po kolei i odstawia do wieczornej kąpieli
Podział – Dobra Mama i Zły Tata
U nas ten podział nie istnieje. Nikt nikogo, nikim nie straszy. Jednak bywają sytuacje sporne:
– ja wychodzę z założenia, że wieczór to nie pora na szaleństwo (choć dzieci mają w tym temacie odmienne zdanie od mojego) – kąpię i czytam
– mąż urządza wieczorne wyścigi, bitwy na drewniane miecze, wojnę na piankowe strzałki Nerf – niech się dzieci wyszaleją szybciej zasną
I wiecie co, pomimo, że mnie to podświadomie złości, to rezultaty osiągamy identyczne. Dzieci w obydwóch przypadkach ładnie zasypiają – szczęśliwe i uśmiechnięte. Wiec doszłam do wniosku, wbrew opiniom poradnikowym, że wszystko jedno czy to ruch, czy bierne leżenie na łóżku przy książce – ważne, aby wieczór spędzić razem.
To wpływa na naszą zażyłość, a szczęśliwe buźki przed zaśnięciem mówią same za siebie.
Gdzie są nasze pieniądze?! – odwieczny problem rodziców
W kwestii – kto i na co wydaje wspólnie zarobione pieniądze to temat rzeka. Nieraz pukam się w czoło – gdzie zniknęło 100 zł. Dopiero zerkając na paragon ze sklepu spożywczego – znajduje odpowiedź. Mądre wydawanie jest w cenie. Dlatego, zanim oskarżymy partnera, że wydał kasę na automaty czy piwo – pomyślmy.
Jest wiele tematów, w których się z mężem różnimy. Jednak mnóstwo jest i takich, w których mamy zdanie identyczne. Czy lepiej jest wydać 50 zł na kolejnego zinksa lub kupić 35 safirasa – jasne, że dziecko powie Zinks i Safiras! czy przeznaczyć kasę na rozrywkę lub coś praktyczniejszego.
Tak jest na przykład odnośnie ubezpieczenia, które z tego, co zauważyłam, wielu rodziców pomija i uważa za mało istotne. Zaskakuje nas ten fakt, gdyż nie trzeba tu wydawać majątku. 50 czy 120 zł rocznie to przecież grosze, kiedy rozbijemy to na 12 miesięcy. Natomiast wydatek na ubezpieczenie dziecka to dobrze wydane kilka złotych bez konieczności upychania produktu z domowej szafie. Dlaczego o tym wspominam? Bo myślę na ten temat w ciągu roku dwukrotnie. Pierwszy raz w styczniu każdego roku, a drugi we wrześniu na początku roku szkolnego i przedszkolnego.
Ubezpieczenie dziecka to jeden z tematów, w których jesteśmy z mężem tego samego zdania. W razie – odpukać w niemalowane 3 razy !!!! – nieszczęśliwego zdarzenia – bólu ubezpieczeniem nie uśmierzę, ale będę miała problem z głowy, w zakresie pokrycia ewentualnego leczenia, bo będę mieć gwarantowane min. 900 zł w ramach zdarzenia objętego umową. Ciekawa jestem, jakie jest Wasze zdanie w tym temacie.
Kłótnie w związku kontra zepchnięte wspólne wychowanie dziecka na dalszy plan
Niestety w każdym związku są lepsze i gorsze dni. Jednak postawmy się w sytuacji, kiedy rodzice przekszykują się jeden na drugiego, rzucają oskarżeniami, a wręcz dochodzi do rękoczynów. Popatrzmy z perspektywy 120 cm. Co dostrzega dziecko? Wielkie przerażenie, strach i łzy. Niektóre dzieci zadają sobie pytanie – czy to przeze mnie?
Nie unikniemy kłótni. Jest to moim zdaniem naturalna wymiana zdań podniesionym tonem. Jednak zwróćmy uwagę, czy nie rzucamy epitetami, nie trącamy się i nie wyzywamy! Bo co innego – cholera znowu zapomniałeś kupić mleko, a co innego – beznadziejny ojciec z ciebie, gówno wiesz o życiu, najlepiej abyś się wyprowadził.
Koniec z absurdalnymi regułami w naszej rodzinie
Nie jestem perfekcyjną mamą i żoną, podobnie jak daleko do ideału mojemu mężowi. Jednak to jest fajne i ciekawe. Zbyt wyidealizowany człowiek, jest dla mnie nieco nudnawy. Co więcej, często stwarza w swoim życiu reguły, którymi ściśle podąża, czego wymaga oczywiście od swoich dzieci, które nijak nie rozumieją jego racji.
marsz do łóżka o 20:00, masz zjeść wszystko do ostatniego okruszka z talerzyka, zakaz odwiedzania sypialni rodziców, nie masz głosu w towarzystwie dorosłych…
Lubię co prawda, kiedy nasze dni są uporządkowane, jednak fajnie, kiedy od czasu do czasu robimy sobie luzik wielu aspektach wspólnego życia rodzinnego. W kwestii przychodzenia do naszego małżeńskiego łóżka też mamy luźne podejście (oby nie co noc 🙂 ). Wychodzimy z założenia, że rodzina to nie głos jedynie rodzica, ale i najmłodszych członków rodziny. Ustalamy wszystko wspólnie, ewentualnie my proponujemy, obserwując reakcje dzieci.
Dlatego, jeśli szukacie odpowiedzi na temat – wspólne wychowanie dziecka – musicie przeanalizować Wasze codzienne życie. Często warto ustąpić lub przemilczeć, a ważniejsze i poważniejsze dyskusje przeprowadzać poza gronem najmłodszych. Wychodzę też z założenia, że dziecko to mały człowiek i musi uczestniczyć w życiu rodziny, a nie tylko ograniczać się do jedzenia, kąpieli i zabawy klockami.
A jak jest w Waszej rodzinie? Szanujecie swoje zdanie? Kto zabiera głos ostateczny?
Fajna z Was rodzinka i dosyć duża. Ja wychowuję sama córeczke od 3 lat i w zasadzie dobrze nam we dwie, Powiększymy w tym roku nasza rodzinke o miniaturowego królika 🙂 W tym co piszesz duzo jest racji. Staram się tez wprowadzać stałe pory , ale póki co est mi troche trudno, może jak Gabrysia skończy 6 lat bedzie nam łatwiej.
U nas chyba nie było nigdy problemu z takim samym zdaniem przy wychowywaniu naszego syna, chociaż im starszy tym więcej problemów się pojawia. Na szczęście radzimy sobie wspólnie z mężem.
fajne tatuaze 😉
Pogodniaki!
Bardzo ciekawy i potrzebny temat. W nasze rodzinie wychowujemy dzieci po partnersku. Jest nam bardzo bliskie świadome rodzicielstwo – dużo czasu spedzamy z dziećmi, jak i sam na sam z każdym dzieckiem na zmianę. Moim zdaniem takie budowanie relacji jest bardzo potrzebne – znamy potrzeby dzieci i łatwiej zauważyć zmiany. Wobec dzieci jesteśmy w brak zwanym sojuszu rodzicielskim – jeśli tata coś postanowi, mama przychyla się ku temu i odwrotnie. Szczegóły wychowawcze omawiamy poza obecnością dzieci (docieramy się przy tym z mężem i wypracowujemy wspólne stanowisko). Dajemy sobie prawo do swobody w spędzaniu czasu z mamą i tatą – nie narzucam mężowi, co ma robić z dziećmi pod moją nieobecność i nie krytykuje tego co planuje. Miłość taty i mamy jest wielka ale wyrażana jest inaczej.
Pozdrawiam, Agnieszka Alicka