Kolejny dzień nieuchronnie zbliża się ku końcowi. Jak typowa kobieta, matka, gospodyni domu, zastanawiam się – czy zrobiłam wszystko to co sobie rano założyłam, że zrobię? UPS ! Nie ! Nie zrobiłam nawet połowy ! … nie wyprasowałam ubranek Nelusi, nie umyłam okna w kuchni, nie kupiłam nowych, pikowanych poduch dla piesków, nie oddzwoniłam do siostry, no i … Jarek by dodał – całkiem zapomniałaś że jesteś też moją żoną… no cóż 😉 taki life – odpowiadam 🙂 ale za to co zrobiłam ! Zajmowałam się ząbkującym z gorączką maleństwem, zawiozłam i przywiozłam Boryska z przedszkola, odwiedziłam moich drogich współpracowników / do których wielkimi krokami niedługo powrócę z urlopu macierzyńskiego /, ugotowałam szybki ale smaczny obiad i posadziłam nowalijki, opierniczyłam „pana Bogusia i spółkę”, którzy kosili trawę u sąsiada i wpadli na pomysł aby tą trawę wypalic, przez co ogień darł w szybkim pędzie na mój ogród, rozbiłam kubek, wysłałam fotkę na instagram i byłam 2 x na fb, wypiłam 3 kawy… czy coś jeszcze ? 🙂
Oj myślę, że patrząc na to podsumowanie, nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, a jednak… czy doba nie mogłaby trwac 48 h ? A potem zerkam na wydanie Wysokich Obcasów, gdzie króluje na okładce CHPD / blogerka znana również jako Venila Kostis /. A na fb mająca 364 tys zwolenników. I myślę… Ona celebruje bałaganiarstwo i rośnie dzięki temu w glorii chwały, a ja się tu miotam o nieumyte okno ? Kto ma tu więcej racji ? Czy ja goniąca za doskonałością ? Czy Ona – wypoczywająca pośród sterty różowo-fioletowych szmatek zwanych ubraniami ?! Rodzi mi się w głowie wiele wątpliwości… I tu łapię dystans… Nie będę na pewno jak CHPD ! Umiem smacznie ugotowac, mam względnie zawsze posprzątany dom / pomimo obecności dwóch piechów, z których jeden to dorastający wulkan energii /, dzieci zawsze czyste i schludnie ubrane, mąż powiedzmy zadowolony 😉 nie mam pajęczyn na kontaktach, zerkającego prania z niedomkniętej pralki, stosu brudnych garów, czy też plam bo serkach, jogurtach tudzież sokach na panelach i płytkach w kuchni. To co ja się sama siebie czepiam – pytam. Jest tyle różnych problemów. Analizując swoje przemyślenia – myślę – jestem szczęściarą. Ludzi spotykają prawdziwe nieszczęścia – choroba, komornik, złośliwy i wścibski sąsiad… to oni maja prawo powiedziec – życie to nie lukier. Ale ja … ???
I otwieram corela celem nasycenia się pięknem moich łobuziaków, którym zrobiłam wczoraj mini sesję zdjęciową podczas ich wspólnego turlania się po moim małżeńskim łożu.
I myślę… jestem szczęściarą 🙂
łobuziaki w kocyku – pink no more
Grunt to umieć doceniać nawet drobne rzeczy i się nimi cieszyć. 🙂
oj… jak ja bym chciała mieć takie właśnie lajtowe podejście do życia, a nie ciągle mieć z tyłu głowy, że tyle jeszcze nie zrobiłam…
musimy się tego nauczyc 🙂
TAK! Jesteś szczęściarą! Zdecydowanie 🙂
I ja jestem… i musimy to doceniać 🙂
Pozdrawiam, MG
Tak, grunt to doceniać to co się ma. Szkoda tylko, że nie zawsze to się udaje 🙂
Asiu jesteś szczęściarą, warto doceniać co jest tu i teraz a resztę kiedyś się zrobi 🙂 Śliczne zdjęcia, śliczności 🙂
dziękuję :):):):)
i tak trzymaj!!!!!!!!!!!!!!!!
Haha ja też kochana wieczorem to tylko patrzę co by zrobić bo mi taki bałagan synek przez cały dzień zrobi że ręce opadają, i biorę się za te klocki porozrzucane po podłodze i brudne gary ale jak idę przykryć jeszcze synka to sobie myślę oj głupia, trochę bałaganu w domu możesz mieć najważniejsze że dziecko masz zdrowe i szczęśliwe! pozdrawiam
dokładnie, widząc bałagan, porozrzucane w nieładzie jak wspomniałaś klocki, autka, na które tak łatwo nadepnąc, najgorzej bosą stopą brrr , złościmy się, ale po chwili, taka błoga ulga, że dzieci zdrowe i zadowolone, to jest to najcenniesze 🙂