Finn, wrażliwy chłopiec, rudzielec o błękitnych oczach. I może właśnie przez te oczy, ich barwę bo takie jak oczy mojego syna. A może przez tą skrywaną wrażliwość. Może za walkę o siebie i swoje marzenia. Z tęsknoty za mamą, za czymś co nierzeczywiste. Za to co w sercu głęboko ukryte.
Finn
to tytuł filmu, który chciałam Wam polecić. Nie komercyjny. Nie popularny. Ale taki trochę dla wrażliwców. Co lubią wieczorem pochlipać w chusteczkę. Film o tęsknocie, o marzeniach, o nauce bycia razem. Poogladałam i mogłabym od razu przesunąć od początku To jeden z nielicznych filmów, które można ogladać po kilka razy, a i tak odczuwa się niedosyt. I ciągle zauważa sie coś innego, coś równie istotnego.
Przeszukałam youtube ale niestety. Film jest na tyle mało popularny, że jedynie to co niżej odnalazłam. Z napisami w wersji angielskiej. Bo Finn jest produkcji holenderskiej. Chciałam o nim napisać, bo bardzo mnie poruszył. Może nazbyt bardzo. Być może przez tą moją burzę hormonów, przez ten stan odmienny. Bo mąż mi mówi, że jak dalej tak będę chlipać na filmach to będzie musiał dobudować jeszcze kilka studziennek odpływowych w wkoło domu, bo odpłyniemy. No cóż… Ale Finn mały dziesięciolatek, chudy rudzielec z burzą loków, bardzo tęskniący za mamą, poruszył we mnie jakąś strunę, pokazał jak można wszystko. O ile tylko czegoś się naprawdę, tak naprawdę mocno pragnie. I że warto walczyć o marzenia, bo wtedy jest się sobą i odnajduje sie tą wewnętrzną idyllę.
Uwielbiam takie filmy 🙂
Muszę obejrzeć! Koniecznie
koniecznie musze obejrzeć ! ja troche jestem płaksa na filmach,:)